Od pewnego czasu obiecuję sobie zgłębić bardziej temat Bałkanów, moja wiedza o tym regionie zatrzymała się gdzieś na etapie roku 1914. Później wiem o pojedynczych epizodach. Oczywiście kojarzę wojnę w Jugosławii, której bałam się jako dziecko, ponieważ bardzo dużo mówiło się o tym w mediach i to sprawiało, że mój strach przed wojną. Ciągle nie miałam okazji poczytać czegoś więcej o tym, co tam się teraz dzieje. Na szczęście Wydawnictwo Czarne odpowiedziało na moje ciche postanowienie i oto miałam w rękach książkę o punkcie, gdzie stykają się trzy kraje. Takie pogranicza, to zawsze mozaika narodowości i dowód na to, że geografia i polityka za nic mają tożsamość ludzi.
Pogranicze Macedonii, Albanii i Grecji to punkt wyjścia reportażu, którego autorka właśnie z tego miejsca się wywodzi. Jej przodkowie rodzili się przy brzegach Jeziora Ochrydzkiego i Prespy, stamtąd udawali się na emigracje, ale ta ziemia i te tradycje płyną w ich krwi, tak jak podziemne rzeki, które łączą Jezioro Ochrydzkie i Prespę, jak przeczytamy w tym reportażu. To fragment Bałkanów, o którym wiele się nie mówi, a autorka z osobistych względów wyrusza w tę podróż i pokazuje nam złożoną mozaikę ludzkich historii. Pokazuje ludzi, którzy od wieków sąsiadowali ze sobą, aż stali się pionkami na politycznej szachownicy, nad których głowami poprowadzono granicę. Opowieść przesycona mistycyzmem i symbolizmem, ale nieco mało reporterska. Nie zawsze osobiste podejście do tematu jest dobre w reportażu. Owszem, czasami to, że podchodzimy do czegoś osobiście, że nam zależy, sprawia, że walczymy o prawdę. Chcemy dotknąć istoty problemu, wiemy też gdzie szukać, ta solidarność może nam pomóc, ale czasami takie podejście przeszkadza. Autorka podróżuje w rodzinne strony i przedstawia nam ogrom ludzkich historii na tym pełnym życia pograniczu. Widzimy przekrój społeczeństwa, poznajemy różne poglądy, zapatrywania na politykę i nie tylko, ale moim zdaniem trochę brakuje tu iskry.
Ta książka jest bardzo obszerna i moim zdaniem za bardzo przesiąknięta historią autorki, która przez ogromną dawkę symbolizmu forsuje jednak swoją tezę, że pamięć i tożsamość jest przenoszona przez pokolenia. Jest przedwieczna i będzie trwać jeszcze długo. Dlatego uważam, że w tym przypadku jednak osobiste podejście do tematu trochę skaziło ten reportaż i on mógł być lepszy. Czytałam, że to nie jest pierwsza książka autorki o pograniczu, będę musiała poszukać i sprawdzić jak tam to wyszło.
Katarzyna Mastalerczyk