Oto drugi tom przygód Kasjana i Nesty, pobocznych postaci z cyklu “Dwór cierni i róż” Sahry J. Maas. Właściwie inni bohaterowie prawie tu nie występują, a ci nowo wprowadzeni nie stanowią koła zamachowego dla fabuły. Ot, wypełniają tło fabularne. Ta książka podkreśla konsekwencje wojny, jaką jest trauma Nesty. I wcale nie chodzi tu tylko o strach przed trzaskaniem polan w kominku, tak bardzo przypominającego złamanie kręgosłupa.
Nesta nie miała łatwo. Straciła matkę w bardzo młodym wieku. Musiała patrzeć, jak jej ojciec, którym dotychczas gardziła, zdobywa się na odwagę i walczy, po czym tragicznie umiera, przekazując jej w ostatnich słowach, jak bardzo ją kocha. Wreszcie zmaga się nie tylko ze swoją zmianą i mocą Kotła, ale też z utratą (w jej mniemaniu) sióstr, w tym ukochanej Elainy. Każdy ma swój własny sposób radzenia sobie z traumą. Nesta radzi sobie z tym, budując wokół siebie niewidzialny mur i odpychając ludzi, którzy ją najbardziej kochają, raniąc ich swoimi kwaśnymi słowami. Gdy wyrusza w podróż w kierunku samorozwoju, odkrywa, że jedynym, który może zdziesiątkować otaczający ją mur, jest Kasjan – zaciekły iliryjski wojownik i Naczelny Dowódca Dworu Nocy. Gdy jej ściana z czasem się osłabia, między nimi rozwija się rozkosznie romantyczna i przesiąknięta seksem relacja, której sytuacja polityczna Dworów jest ledwo tłem. Tu skupiamy się na Neście i tylko Neście.
Podoba mi się, jak Sarah J. Maas rozwija postać Nesty małymi krokami. Ciągle spadała, podnosząc się z powrotem tylko po to, by zdać sobie sprawę, że zapadła się głębiej. Było surowe, prawdziwe i niekiedy nawet brutalne. Nesty nie dało się polubić ani we wcześniejszych tomach, ani w tym. A mimo to czuje się do niej pewne przywiązanie. Tak jakby patrzyło się na podnoszenie degenerata z kolan, trzymało za niego kciuki, ale w głębi duszy i tak uważało się, że przegrał życie.
Uwielbiam postacie kobiece, które mówią wprost, które mają obronne powłoki zewnętrzne i miękkie wewnętrzne rdzenie, wreszcie które potajemnie troszczą się o to, że ludzie ich nie lubią, ale jednocześnie mają to w poważaniu. Choć może sama transformacja Nesty nie była jakaś spektakularna, to była prawdziwa. Mogłoby się wydawać, że wszystko, co robi Nesta, służy odkupieniu jej win. Ba, ona sama tak twierdzi. Jednak moim zdaniem nie tylko jej się nie udaje, ale nawet ona zdaje sobie sprawę, że wybaczanie nie oznacza odkupienia.
Warto jednak zwrócić uwagę na jedno “ale”. Nesta prawdopodobnie jest w depresji. O ile jej udało się dosłownie przepracować i przetrenować ją, o tyle w realnym świecie nie działa magiczne “weź się w garść”, tylko terapia. Być może świat fae nie jest gotowy do zmierzenia się z cierpiącymi na duszy osobników, którzy starają się ukarać samych siebie i przez to przynoszą wstyd rodzinie, jak to określił Rhysand i Feyra, odsyłając Nestę do zaczarowanego domu. Nie można zmusić człowieka do poradzenia sobie samemu z depresją.
Fabuła zdecydowanie nie idzie do przodu. Owszem, mamy klika lekko rozwiniętych wątków, ale to nie jest ważne. Może służyć najwyżej rozwinięciu ich w następnych, zapowiedzianych już tomach. Mam tylko nadzieję, że będą to fabularnie ciekawsze tomy. I oby już nie było powrotu do tego, co zaserwowała nam w “Dwór szronu i gwiazd”. Mam nadzieję, że tym tomem pokazała, że pomysł na pokazywanie akcji oczyma chyba każdego jest zbyt karkołomny.
To zdecydowanie powieść skoncentrowana na postaciach. Fabuła wydaje się odległa od historii. Czarny charakter był nieistotny, nawet nie pojawił się do końca. Sprawia to nieco wrażenie wstępu do jakiejś poważniejszej akcji czy intrygi. To sprawiło, że książka wydawała się dłuższa niż była, a i tak była już na tyle długa, że polski wydawca postanowił ją wydać w dwóch częściach. Nie, żeby powstrzymało mnie to od przeczytania jej za jednym razem. Jest ciekawie, ale trochę żałuję, że z mocami Nesty raczej już się nie spotkamy. Nadal z niecierpliwością czekam przede wszystkim na książkę dotyczącą Azriela.
Monika Kilijańska