Czym charakteryzuje się dobry thriller? Nietuzinkową i zaskakującą fabułą, wyrazistymi postaciami i spektakularnym zakończeniem, lub chociaż takim dającym do myślenia. Ukochane dziecko Romy Hausmann zasługuje na to, by dołączyć do książek, które bardzo mi się spodobały. To kawał dobrej i mocnej literatury.
Ten thriller zaczyna się tam, gdzie inne się kończą. I choć wolę w takich książkach dochodzić do wszystkiego po kolei, a nie od końca, to muszę przyznać, że autorka mnie pozytywnie zaskoczyła. A gdy dowiedziałam się, że książka jest jej pisarskim debiutem, aż zaklaskałam w dłonie. Takie debiuty mogę czytać codziennie.
Historia ukazana w powieści nie jest łatwa. Przez kilkanaście lat Lena wraz z dwójką swoich dzieci była przetrzymywana w szałasie w głębi lasu. Nie widziała słońca, oddychała za pomocą maszyny dostarczającej tlen, jej życie było podporządkowane określonym regułom, które wymyślił ON, człowiek, który stał się jej panem. Jego rodzina musiała robić to, czego on sobie zażyczył. Jeść, myć się i korzystać z toalety o określonych godzinach. Wszystko było pod dyktando. Już to brzmi przerażająco. Ale później będzie jeszcze gorzej…
Któregoś dnia Lenie udaje się ogłuszyć mężczyznę i zbiec. Wpada pod samochód, trafia do szpitala, a razem z nią jej córka. Rodzice kobiety po kilkunastu latach będą mogli w końcu odetchnąć z ulgą i uściskać swoje dziecko. W momencie, w którym ojciec Leny ma potwierdzić tożsamość córki, nachodzą go wątpliwości. Kim jest ta kobieta? Bo tego, że dziewczynka, która z nią przyjechała jest na 100 procent dzieckiem Leny, ojciec domyśla się od razu. Kim jest jednak ta kobieta i co stało się z Leną? Usiądźcie wygodnie i zapnijcie pasy, to będzie prawdziwa przejażdżka górską kolejką. Podczas czytania tej książki towarzyszyły mi właśnie takie emocje, jak podczas przejażdżki. Czułam złość, niedowierzanie, gniew, lęk, strach, obawę, ale i adrenalinę. Mimo tego, że historia opisana w książce jest bolesna, to nie mogłam się oderwać i nie chciałam, by ta przygoda się skończyła. Ale z drugiej strony czekałam na koniec, na moment, kiedy rodzice Leny ją w końcu odnajdą i zaznają spokoju. Jak widzicie, towarzyszyły mi sprzeczne emocje. Czy to dobrze? Uważam, że tak. Bo to oznacza, że autor osiągnął zamierzony cel.
Książka jest świetna. Wciągająca i fascynująca zarazem. Pełna bólu i cierpienia, i boleśnie prawdziwa. Opowiada o kacie i jego ofierze. O chorym umyśle człowieka, który wymyślił sobie zabawę w dom. Ale z żywymi ludźmi zamiast lalek. Jak można być takim człowiekiem? I czemu to miało służyć? Nie rozumiem tego.
Na koniec mogę napisać jedno, nigdy nie chciałabym być w skórze Leny. Nigdy nie chciałabym zamieszkać w szałasie, urodzić tam dzieci i być zależną od szaleńca. Bo wiecie, co by się stało, gdyby mężczyzna nagle przestał się tam pojawiać? Zginęliby w tym szałasie gdzieś w środku lasu. To miejsce stałoby się ich grobem. Chociaż może lepiej w takiej sytuacji spocząć w grobie, niż być więźniem za życia.
Aleksandra Nowacka Sas