Emeli Sande to bez wątpienia debiut roku. Jej pierwszy album \”Our Version Of Events\” stał się bezprecedensowym hitem, a w rodzimym kraju artystki jej popularność sięga tej Adele, a porównywana jest nawet z wielkimi Beatlesami. Tymczasem Emeli Sande to skromna, zwykła kobieta, która w swoich tekstach sięga po głębokie przesłanie, a w metaforyczny sposób opowiada o wierze, miłości i życiu. Uwieńczeniem jej dotychczasowej kariery był występ w Royal Albert Hall i wydanie DVD z tego oto występu.
Jak się okazuje mając na koncie jedynie jedną płytę można osiągnąć tyle, co niektórzy artyści przez całą karierę. Jednak Emeli Sande to wokalistka niezwykła, co udowadnia na każdym kroku. Jest kompozytorką, autorką tekstów, pracowała już z Alicią Keys, Labrinthem czy Professorem Greenem. Na koncercie w Royal Albert Hall zobaczymy i usłyszymy tych dwóch ostatnich, którzy byli jej specjalnymi gośćmi. Sam koncert zaś to niemal podróbka longplaya – artystka nie stara się nadać świeżości swoim kawałkom, ale powtarza ich albumowe wersje. Są ich wiernym odzwierciedleniem, choć szkoda, że nie pokusiła się o nadanie im nowej barwy. Wątpliwości można mieć także do tego, w jaki sposób Sande prowadzi swój koncert. Słabo utrzymuje kontakt z widzem, nie porywa widzów, a swoimi historiami w przerwach średnio przyciąga uwagę.
Wszystko to jednak rekompensuje, kiedy zaczyna śpiewać, a robi to z dużą dozą spokoju, choć na DVD widać zdenerwowanie i niemałą tremę. Mimo dużego doświadczenia zdobytego przez ten rok, to wciąż debiutantka, co potwierdza choćby to niemałe wydarzenie w jej życiu. Jej wokal brzmi identycznie jak na płycie, przez co jedynie potwierdza wielkie możliwości, jakie w niej drzemią. Można spokojnie zazdrościć publiczności zgromadzonej w Royal Albert Hall tego, iż usłyszeli na żywo balladę \”Clown\”, pełne emocji \”My Kind Of Love\” czy przebojowe \”Next To Me\”.
Jak się jednak okazuje siła Emeli Sande drzemie w niej samej i jej muzyce. To ona daje moc publiczności, która właśnie za to ją pokochała. Przecież właśnie ona, tak jak mało kto, potrafi przenieść w nutach prawdziwe emocje i przelać je na słuchacza. Podobnie jest na koncercie, a artystka jedynie potęguje to wrażenie przez bliski, realny kontakt. Nawet na małym ekranie czuć wibracje, jakie można było wyczuć w londyńskiej sali koncertowej. To tylko potwierdza, że Emeli Sande to wielka artystka już na początku jej drogi na sam szczyt…
Marek Generowicz