Klasztor z założenia wydaje się miejscem bezpiecznym, wypełnionym Bogiem, gdzie nic złego nie może nikogo dotknąć. Ten klasztor jednak kryje w sobie mroczną tajemnicę…
Mała miejscowość zwana Pokrzywnem, znajdująca się pod Poznaniem; to tam znajdował się klasztor Urszulanek, z którego hitlerowcy postanowili je usunąć. Zgodnie z ich planami w budynku miało powstać Centrum do badań nad rakiem. Jest to jednak przykrywka dla o wiele niebezpieczniejszych badań. Dopiero w roku 1945 milicja odkrywa tam szokującą prawdę – w dawnym klasztorze hitlerowcy, na czele z bezwzględnym Kurtem Blome przygotowywali się do stworzenia broni biologicznej. Jednak pewne okoliczności wpłynęły na fakt, iż zostało im to uniemożliwione.
Co jeszcze kryje w sobie niepozorny klasztor Urszulanek? Do jakich bestialstw dochodziło za murami miejsca, które miało być przecież opoką dla uciśnionych?
Na starcie muszę zaznaczyć, że historia nigdy nie była moim konikiem; nie wiem, jak bardzo wpływ mieli na to nauczyciele, którzy uczyli mnie owego przedmiotu, a ile po prostu wewnętrzny brak talentu do kojarzenia faktów i dat. W każdym razie bardzo rzadko sięgam po pozycje związane z ową dziedziną. No, chyba że tak jak w tym przypadku, mamy wraz z autorem rozwiązywać mroczną tajemnicę – takie motywy akurat zawsze mnie interesowały. Jak myślicie, jak antyfance historii minęła ta podróż w przeszłość, do czasów, gdy Hitler dzierżył jeszcze władzę?
Zdziwiła mnie objętość książki; spodziewałam się, że będzie to pokaźnych rozmiarów tomiszcze. Z góry założyłam, że klasztor w Pokrzywnie krył w swoich murach tak wiele mrocznych tajemnic, że jedna lektura nie udźwignie ciężaru przerażającej opowieści. A jednak nie. “Laboratorium zagłady” liczy sobie niecałe trzysta stron, a dzięki autorowi mamy także możliwość obejrzenia zdjęć owego miejsca. Po zagłębieniu się w historię tego miejsca uznałam, że średnia objętość to akurat pozytywny aspekt – pan Głuszek skupił się na przedmiocie swojego badania, i tego skrupulatnie się trzymał, nie odpływając w żadne dygresje, dzięki czemu i nasza uwaga wciąż jest utrzymana na jednym przedmiocie. Nie dryfujemy myślami zbyt daleko, gdyż trzymamy się głównego tematu. I to, myślę, naprawdę duży plus dla osób mojego pokroju (czyt. nienależących do fascynatów historii).
Tak, jak liczne fotografie pozwalają nam na nieco głębsze poznanie klasztoru Urszulanek, tak fragmenty zeznań osób zamieszanych umożliwiają lepsze zrozumienie sprawy. Uwaga autora skupiła się głównie na osobie Karla Blomego, nic w tym jednak dziwnego. W końcu to on przewodził całemu projektowi i to na jego barkach spoczywał jego sukces. Warto przy tym wspomnieć także o tym, że wśród zbrodniarzy przewijali się także ci, którzy torpedowali ich badania. Kilku spośród pracowników personelu, którzy dostali się do klasztoru pod fałszywym nazwiskiem, czuwało nad tym, by projekt nigdy nie został zakończony. Prawdziwi bohaterowie, którzy przypłacili owe działania życiem. Czytając opisy zbrodni, jakie dokonywały się w byłym klasztorze Urszulanek, nie byłam zdziwiona – każdy z nas bowiem wie, do czego zdolni byli hitlerowcy. I możemy teraz tylko dziękować Sile Wyższej, że nie doprowadzili do końca tego, co planowali.
“Laboratorium zagłady” to książka, która przeniesie was w przeszłość, do której nikt fizycznie nie chciałby wracać, a która cały czas nęci licznych badaczy. Chcemy poznać tajemnice tamtych czasów, odnaleźć więcej miejsc, gdzie dochodziło do zbrodni przeciwko ludzkości. Historia spowita jest w wiele cieni, które do tej pory nie zostały w pełni rozwiane. Dzięki takim autorom jak Paweł Głuszek także i my, czytelnicy, mamy możliwość w jakimś stopniu zagłębić się w smutną przeszłość. Dla mnie była to ciekawa lekcja o miejscu, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. I choć być może – tak jak ja – nie przepadacie za książkami historycznymi, to wydaje mi się, że jednak raz na jakiś czas warto odstawić fikcję na półkę i sięgnąć po lekturę tego typu.
Katarzyna Pinkowicz