“Ocalała z chińskiego gułagu” to wydane drukiem wspomnienia Ujgurki, której udało się wydostać z obozu koncentracyjne w Sinciangu. Ujgurzy to grupa etniczna pochodzenia tureckiego, która jest mocno prześladowana w Chinach. Przymusowa sterylizacja, tortury, obozy reedukacyjne to dla nich wręcz codzienność. Co dziwniejsze, że sama nazwa tego ludu wywodzi się od starotureckiego słowa oznaczającego zjednoczenie. Jednak Chiny mają dość specyficzny sposób jednoczenia i jest nim właśnie pobyt w obozie reedukacyjnym.
Ta historia jest przerażająca. Oswoiliśmy się już z obozami koncentracyjnymi czy syberyjskimi gułagami, jednak metody chińskie nieco różnią się od tych faszystowskich czy sowieckich. To łamanie człowieka na wyższym poziomie.
Wszystko, co wiemy o tak zwanych chińskich szkołach reedukacyjnych – a właściwie prawdziwych obozach koncentracyjnych, w których tortury, deprywacja, groźby i szantaż próbują wymazać tradycję całego narodu, zniewolić go i nagiąć – do tej pory pochodzi z mętnych wiadomości filtrowanych przez prasę. Książka daje natomiast bardzo konkretny obraz manipulacji, stosowanych narzędzi, represji i prania mózgu dokonywanych bezwzględnie, w chorobliwie zorganizowany sposób. Istnieje również precyzyjny, datowany, nigdy nieudramatyzowany opis zastraszania nałożonego na miejscową ludność, represje fizyczne i psychiczne doświadczane w obozach jenieckich i przez krewnych więźniów, a także machinacje opracowane przez rząd chiński na szczeblu organizacji międzynarodowych do uciszenia protestów i zeznań w tej sprawie. Przed oczyma wszystkich stawia szczegółowy dziennik, w którym starał się, aby wiadomości były niedokładne i wątpliwe. Bo w takie rzeczy trudno uwierzyć.
Sięgając po książkę, powinniśmy otrzymać zatem nie tylko obraz cierpienia i technik prania mózgu, ale też solidną dawkę informacji o Ujgurach, ich historii, życiu codziennym, stosunkach z innymi narodami. Niestety musiałam obejść się smakiem. Brak przybliżenia kontekstu może i skłania do poszukiwań, ale wolałabym mieć wyłożone wszystko w jednej publikacji. Mimo to ten raport z dzisiejszych Chin powinien być obowiązkową lekturą szkolną dla wszystkich. To niewiarygodne, jak długo przyglądamy się i – mimo świadomości – akceptujemy tego rodzaju naruszenia praw człowieka i ludobójstwa.
Monika Kilijańska