Grzegorz Kucharczyk to znany z wielu publikacji wybitny polski historyk. Jego zadanie było trudne: dorównać słynnemu dziełu Feliksa Konecznego i uzupełnić “Dzieje Polski” i “Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży” o historię najnowszą, czyli po odzyskaniu niepodległości aż do czasów obecnych. Trudniejsze o tyle, że część najnowszych danych przepadła w czasie transformacji lub wojny. Do tego czasy nam najbliższe każdy z nas, także historyk, widzi w inny sposób. Nie sposób przecież obiektywnie opowiadać o historii, która dzieje się dosłownie na naszych oczach, jest często nacechowana osobistymi przemyśleniami, a nawet brakuje pewnych danych.
“Historia Polski 1914-2022” świetnie podsumowuje problem, z jakim powstawała II Rzeczpospolita, w jakim się znalazła i z jakim nie udało jej się ostatecznie poradzić. Ja nigdy nie miałam na lekcjach przedstawianych powodów kontrowersji, jakie narosły wokół postaci choćby Piłsudskiego czy dość często zmieniających się w dwudziestoleciu międzywojennym konstytucji. Sama II wojna światowa też nie jest przedstawiana jako pasmo bitew, zwycięstw i porażek, ale raczej z czysto politycznego punktu widzenia, włączając w to wszelkie obietnice, jakie dawały nam inne kraje, a które stały się czczym gadaniem. Całkiem też ciekawie przedstawiono sprawę Katynia, Żołnierzy Wyklętych czy całego PRL-u. Może jednak niecałego: zabrakło mi szczegółowości samych lat tuż przed i po Okrągłym Stole. A im bliższa dzisiejszemu dnia historia, tym więcej miałam “ale” co do treści, jaką czytam.
Nie jestem antyklerykałem. Wiem, że Kościół Katolicki czy Papież Jan Paweł II byli ważnymi elementami transformacji z socjalizmu w demokrację w naszym kraju. Jednak z kart książki Kucharczyka wynika, że właściwie bez nich nie poradzilibyśmy sobie. Przeważająca część najnowszej historii zawartej w tej książce dotyczy wpływu Prymasa Tysiąclecia, jego działań, listów, homilii. Do czytelnika będzie należało, czy przyjmie właśnie taki tok myślenia, czy jednak zastanowi się ile w tym własnych przemyśleń autora.
Tak samo uważam, że zbyt romantyczne jest w książce podejście do strajków np. stoczniowców. Sprawa demokracji i wolności słowa była sprawą drugorzędną – pierwsze, czego chcieli, to godnego życia, czyli normalnych cen mięsa i pełnych półek. Nieco przypomina mi to postulaty niedawnego Strajku Kobiet, rozpoczynające walkę ze zmianą w przepisach aborcyjnych, a kończące na trzynastu postulatach, wśród których była choćby walka o klimat. Gdzie Rzym a gdzie Krym! Zresztą autor książki i sam zryw kobiet uznał za”rozpraszanie sił ojczystych, oglądanie się na prawo i lewo i uleganie pokusie nowej Targowicy”.
To nie jest obiektywna książka (choć wiadomo, że historię zawsze piszą wygrani), dlatego nie polecam jej każdemu. Warto wiedzieć, że narracja prowadzona będzie dobrze, ale z bardzo katolickiego punktu widzenia. Uzasadnię moje zdanie, cytując autora: “Jak się zachować w sytuacji, gdy amerykański prezydent nazywa rosyjskiego dyktatora “rzeźnikiem”, a jednocześnie sam wspiera mordowanie nienarodzonych dzieci, finansując aborcje we własnym kraju i za pomocą oenzetowskich programów na całym świecie”. Takich kwiatków jest właśnie sporo. Tu zdecydowanie została przekroczona cienka linia między zdaniem autora a sugestią. Na tyle, że postawiłabym ją na półce gdzieś pomiędzy “Dziejami Polski” Konecznego a “Historią i teraźniejszością” Roszkowskiego, lecz niestety bliżej podręcznika HiT-u.
Monika Kilijańska