Małe wioski rządzą się swoimi prawami. Tam życie płynie w rytmie dnia i pór roku. Ludzie nie opływają w luksusy, a za wszystko dziękują Bogu – że dał im siłę i zdrowie do pracy. Takie właśnie są Wisłowicie – osobliwa wieś ukryta gdzieś na prowincji. Tutaj żarliwa wiara katolicka miesza się ze słowiańskimi wierzeniami. Ludzie się modlą, a w południe schodzą z pola, aby nie zaatakowały ich południce. Mieszkańcy Wisłowic chodzą do Zielarki, która mieszka w środku lasu i potrafi wyleczyć niemal ze wszystkiego. Jedynym aspektem nowoczesności jest telefon – znajduje się w każdej chałupie, ale mieszkańcy Wisłowic podchodzą do niego bardzo sceptycznie.
Kilka słów o fabule
Jedna z mieszkanek wsi zostaje zaatakowana, a wszystkie ślady wskazują na wilkołaka. Gdy bohater, Zygmunt Sosna wraz z córką i sąsiadem odnajdują dziewczynę, zanoszą ją do Zielarki. Sołtys Nałęcki, który dość sceptycznie podchodzi o doniesieniu o wilkołakach, postanawia sprowadzić śledczego z miasta. Jednak pani Jadwiga Sosna postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i odnaleźć wilkołaka. Ma pewne podejrzenia co do Obszczydupki, której to właśnie córka padła ofiarą ataku, a sama kobieta zaleca się do Zygmunta.
Legenda ludowa
Myślicie, że książka jest nudna? To jesteście w wielkim błędzie. Już dawno nie czytałam tak lekkiej i zabawnej książki, w której łączy się wiele wątków i gatunków. Wciągnęłam się w “Legendę ludową” już od pierwszych stron, bo autorka od razu przenosi nas do domu Sosnów, gdzie dzwoni telefon. Chociaż na początku nie wiemy nic, to z kolejnymi stronami poznajemy zwyczaje, jakie rządzą na wsi, a także i bohaterów. Główny prym wiedzie rodzina Sosnów, ale pojawia się wiele ciekawych, groteskowych i przerysowanych postaci. “Legenda ludowa” to opowieść niesamowicie zabawna i lekka. Akcja płynie wartko do przodu, pojawia się magia, wiele absurdów i zwroty akcji, które są bardzo zadziwiające. Jednak podczas lektury nie czułam przesytu. Nawet jeżeli niektóre sytuacje były dziwne, to wszystko było tak zgrabnie ze sobą połączone, że czułam się rozbawiona, a nie zażenowana. Karolina Derkacz ma niesamowicie lekkie pióro i świetnie sprawdziła się w takim oryginalnym połączeniu.
Słowiańskie wierzenia i katolicyzm
W “Legendzie ludowej” magia i słowiańskie wierzenia mieszają się z rzeczywistością. Wszystko jest ze sobą połączone naturalnie, z lekkością. Sama zagadka kryminalna intryguje, chociaż wątpiłam w istnienie wilkołaka. Sam fakt, że taka bestia pojawiła się w lesie, nikogo aż tak nie przeraziła. Zwroty akcji jednak zmieniły moje nastawienie, a pewne fragmenty zszokowały. Jednak najbardziej spodobała mi się rozprawa sądowa i pewne osobistości z nią związane. A scena przy ognisku jest chyba najlepszą w całej powieści.
Kilka słów o bohaterach
Na uwagę zasługują również bohaterowie. Wszyscy, którzy pojawiają się na tej literackiej scenie i odgrywają jakąś rolę, są barwni, kolorowi intrygujący i ciekawi. Cała rodzina Sosnów przedstawia kalejdoskop charakterów i zachowań. Poczciwy Zygmunt, głowa rodziny, który bardzo często postępuje racjonalnie i jego żona – apodyktyczna, narzucająca innym swoje zachowanie Jadwiga. Ich córka bardziej wdała się w ojca, co wyszło jej na plus. Jest jeszcze ksiądz, sołtys, sąsiad bohaterów, Zielarka, Obszczydupka… Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność.
Podsumowanie
“Legenda ludowa” to jedna z lepszych książek, na jakie trafiłam w tym roku. Niesamowicie ciekawie napisana, przepełniona humorem i ironią, a także i absurdem. Lekkość pióra Karoliny Derkacz działa na plus, bo to wszystko jest zgrabnie napisane, bez przesytu. Przy tej książce trudno się nudzić. Idealna lektura dla wszystkich fanów naszych rodzimych wierzeń.
Katarzyna Krasoń