Siedmiotomowy cykl Marcela Prousta “W poszukiwaniu straconego czasu” należy do klasyki literatury światowej. Narrator noszący imię Marcel utożsamiany jest tu z samym autorem, stąd o cyklu mów się, że jest quasi autobiograficzny.
“Sodoma i Gomora” to czwarty tom cyklu. Marcel jest tu młodym jeszcze człowiekiem, nie podjął pracy, czas spędza na wizytach u utytułowanych znajomych, śniadaniach, podwieczorkach i balach.
Na początku powieści, podglądając przez okno jednego z możnych znajomych, pana de Charlus, uświadamia sobie, że ów ma skłonności homoseksualne. To odkrycie determinować będzie treść tomu. Marcel nie tylko będzie baczniej przyglądać się poczynaniom znajomego, ale także analizować zachowanie osób w najbliższym otoczeniu. Dojdzie do tego, że o lesbijskie preferencje zacznie podejrzewać nawet własną przyjaciółkę Albertynę.
Fabuła powieści rozgrywa się w ciągu kilku letnich miesięcy, które Marcel i Albertyna spędzają w nadmorskich kurortach. Czas płynie tu wolno, najważniejszymi rozrywkami są przejażdżki po okolicy i odwiedziny w domach znajomych. A znajomych bohater ma wielu i z różnych kręgów, gdyż z racji urodzenia oraz miłego sposobu bycia chętnie zapraszany jest na wszelkiego rodzaju wydarzenia towarzyskie.
Tryb życia, jaki prowadzi Marcel oraz obserwacje czynione na każdym kroku, skłaniają bohatera do licznych refleksji i dygresji. Dzięki temu czytelnik ma możliwość poznać zwyczaje i obyczaje różnych grup społecznych we Francji przełomu XIX i XX wieku. Narrator analizuje zachowania zarówno służby hotelowej (bojów, windziarzy, lokajów, stangretów, szoferów czy kucharek), wnikając w ich rodzinne tajemnice i ciemne sprawki, jak i wypoczywających w nadmorskim Balbec mieszczan i szlachty. Szczegółowo przygląda się zwłaszcza życiu i romansom pana de Charlus, który dzięki wysokiemu urodzeniu może pozwolić sobie na różnego rodzaju ekstrawagancje, w tym na utrzymywanie młodego muzyka z niższych sfer Morela.
Współczesny czytelnik może mieć problem z odbiorem powieści, gdyż płynie ona leniwym rytmem życia w kurorcie. Praktycznie niewiele się dzieje, nie ma nagłych zwrotów akcji. Przez prawie sześćset stron powieści zadajemy sobie pytanie, czy Marcel kocha, czy nie kocha Albertynę, ożeni się, czy nie. Bo też obok obserwacji społeczeństwa francuskiego, temat uczuć do Albertyny zajmuje Marcela najbardziej. I powiedzmy sobie szczerze, są one nieprawdopodobnie skomplikowane. Młody mężczyzna na zmianę kocha i pogardza, udaje oziębłość, by za chwilę nie móc żyć bez przyjaciółki. Wystawia na próbę jej uczucia, snuje intrygi, ma napady zazdrości i podejrzenia o związki z kobietami.
Co jest największą wartością powieści? Z jednej strony to wielowymiarowe przedstawienie francuskiego społeczeństwa przełomu wieków, z drugiej (i to jest tu kluczowe) język, jakim powieść jest napisana. Kunszt językowy Prousta jest niezaprzeczalny, a tłumaczenie Boya Żeleńskiego niczego nie ujmuje oryginałowi.
Nie jest to łatwa lektura, zachwyci tych, którzy przedkładają kunszt literacki nad przebieg akcji. I co ważne, warto poznać całość cyklu, bo dopiero wtedy można zauważyć niesamowitą konstrukcję dzieła.
Anna Kruczkowska