Bella Walter zostaje wdową. Ma sześćdziesiąt lat, całe życie poświęciła mężowi i dzieciom, ma ogromny majątek i pazerne dzieci. Z wnuczką u boku, niemym przyzwoleniem dwójki dzieci i ogromnym oburzeniem graniczącym z chęcią ubezwłasnowolnienia z pozostałej dwójki z ich połówkami chce spełniać marzenia.
Długo obserwuję autorkę, jej sposób bycia i sposób na życie, ale to moja pierwsza przygoda z jej książką. I przepadłam na pierwszej stronie. Jakie to wszystko dobre, zabawne w taki trochę sarkastyczny, trochę życiowy sposób. Jest śmiech przez łzy, jest złośliwość, jest to wszystko, za co kocham książki. I jest ogromne zdziwienie, że tak można, że można chcieć komuś zaplanować życie, nie pytając go o zdanie, jakby był rzeczą, choć nawet rzeczy nie przenosi się z miejsca na miejsce co dwa i pół miesiąca. I zadziwia lista namiętności Belli, taka prosta, taka przyziemna, a dla niej tak trudna do zrealizowania przez czterdzieści lat.
Autorka pięknie pokazuje, jak to jest żyć w wahadle. Bella przez cały czas żyła wychylona w jedną stronę, skupiona na celu, niedająca sobie przestrzeni. Ileż takich kobiet jest, niedających sobie miejsca w życiu na samych siebie, na życie, na drobne przyjemności, bo dzieci, bo mąż, bo nie wypada. Niestety zerwanie się z tego wahadła często prowadzi do odchylenia w drugą stronę, kompletnie różną, diametralnie wręcz inną. Bella przez chwilę tak działa, przy czym ona zdaje sobie sprawę z tego, że jest po drugiej stronie i szuka równowagi. Chce być dobra dla siebie, a przez to być dobra dla innych, na szczęście nie wpada w pułapkę i o tych “innych” nie zapomina. To ważne, by znaleźć środek między kompletnym egoizmem a zupełnym oddaniem. Myślę, że dzięki tej książce wiele kobiet może taki środek znaleźć.
Miałam ogromny problem z tą książką. Bo z jednej strony jest jak plasterek na zadrapanie, jak ciepłe kakao i kocyk w pochmurny dzień. Otula ciepłem, miłością, czułością, z każdej strony bije dobro, wdzięczność i taki ulotny czar, który sprawia, że oddech zwalnia, a człowiek czuje się dobrze sam ze sobą. Anna Niemczynow pisze do każdej czytelniczki osobno, trafia w czułe punkty, utula je i traktuje z miłością. Jest, jak dobra przyjaciółka, przy której można zwolnić i być sobą. A jednocześnie czułam się, jakbym czytała poradnik, jakby ktoś mi coś kazał i wytykał błędy. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z mężem. Spojrzał na mnie i powiedział, że po prostu jestem, jak Izabelle przed śmiercią męża – spętana tym, co wypada i co mnie się wydaje, że muszę zrobić. To była trudna nauka. To była potrzebna nauka.
Niestety mam jedną uwagę krytyczną, która dotarła do mnie dopiero chwilę po przeczytaniu książki. Niesiona entuzjazmem, ciepłem, miłością, wdzięcznością i wiarą na początku tego nie zauważyłam. Co się stało na końcu z Franką i Maciejem? Wierzę, że nie zostali porzuceni.
Nie bądźcie, jak Bella, bądźcie dla siebie dobre, miłe, dbajcie o siebie. I bądźcie wdzięczne. To brzmi, jak banał, ale po przeczytaniu książki doceniam więcej i jest mi lżej. Z całego serca polecam książkę każdemu, nie tylko kobietom, bo dobry powinien być dla siebie każdy.
Katarzyna Boroń