O ile pierwszy tom nowego tłumaczenia serii o rudowłosej Ani, czy też raczej Anne, wzbudził dużą sensację, o tyle kolejne pojawiają się z mniejszym szumem. To wynika z tego, że dalsze tomy są mniej znane. Nawet ostatnio przywołałam Wymarzony Dom Ani na DKK i nie była to bardzo powszechnie znana książka wśród moich – naprawdę bardzo oczytanych Pań. Zakładam, że gdy dojdziemy do Rilli, wytrwają już tylko wytrwali fani tej serii, do których i ja się zaliczam. Akurat Anie z Szumiących Topoli czy też Anne z Szumiących Wierzb (z tego tytułu autorka się tłumaczy i pierwszy raz uważam tę zmianę na minus, skoro bowiem autorka sama go zmieniła, powinno się to uszanować).
Anne zaręczona z Gilbertem obejmuję posadę dyrektorki szkoły w Summerside, nadmorskiej miejscowości. Już początki są trudne, okazuje się, że przyobiecana stancja jest nieaktualna, okaże się, że owym miastem rządzi rodzina ? Pringle’owie i jeden z pociątków aplikował na etat, który przypadł Anne, skutkiem czego, cały klan stara się uprzykrzyć nauczycielce życie. Idzie całkiem nieźle, bo dodatkowo inna nauczycielka Katherine, też robi co może, by być jej ością w gardle. Jednak Anne to nie byłaby bohaterka, którą tak kochamy, gdyby z optymizmem i energią nie wzięła się za podbijanie świata, relacjonując wszystko Gilbertowi, który zdobywa dyplom medyczny, studiując a na wakacjach pracując. Mało Zielonych Szczytów – chociaż i tam zawitamy, dużo bardzo specyficznego miasteczka, a ja – jak zawsze przy lekturze tej książki mam ochotę na konfiturę z dyni.
Anne nie jest już dzieckiem, jest młodą kobietą, której życie się zaczyna, wkracza w dorosłość, gdzie nie każdy kocha ją od razu, gdzie musi pokonywać przeszkody, chociaż bierze je bardzo łatwo, niemniej w książce tej mamy nieco więcej smutku. Smutne jest życie Katherine, jak i Elisabeth, one dwie nie były kowalami swego losu, obie wybierają inny styl bycia, gdy Katherine jest oschła i okrutna, Elisabeth jest iskierką, czy gdyby nie Anne to mała dziewczynka nie upadłaby na duchu. Ciekawie jest czytać korespondencję Anne do Gilberta, chociaż – po raz pierwszy – pomyślałam, że ciekawiej byłoby poznać listy Gilberta, zobaczyć jak on patrzył na świat w tym okresie, ale cóż Gilbert zawsze będzie enigmą. Naprawdę wspaniała książka, na ten ponury styczeń. Doskonała ucieczka od codzienności. Czekam na kolejny tom, jeden z piękniejszych – ale i trudny. Czekajcie ze mną.
Katarzyna Mastalerczyk