Pani profesor odkrywa karty prywatności.
Kim jest dziewczyna na okładce książki? W chwili robienia fotografii zapewne mało kto pokusiłby się o wysunięcie hipotezy, że owa skupiona na pisaniu, nie wiadomo czego właściwe, (najprawdopodobniej dokładnych notatek, z dopiero co czytanej lub przeczytanej książki) młoda osóbka, zostanie jedną z najbardziej znanych badaczek literatury polskiej. Zapisuje Maria Janion tytuły książek, przy nich dodaje wyczerpujące informacje, a tym zajęciem gwarantuje sobie odcięcie od przygnębiającej rzeczywistości, co zaowocuje wspaniałą przyszłością naukową. A posługując się czasem teraźniejszym: już dawno zaowocowało niejedną, ale wieloma pozycjami książkowymi, dotyczącymi przede wszystkim literatury romantycznej. Tylko, czy to starczyło do życia? Odpowiedzi na zadanie pytanie próżno szukać we wciąż (jak dla mnie) niewyczerpującym wywiadzie.
Maria Janion maszerująca, w swoim uniwersalnym \”mundurku\”, do pracy na uczelni, odpowiadając na pytania Kazimiery Szczuki, być może świadomie tworzy własną autobiografię, racząc swoimi wyznaniami ciekawość zainteresowanych, a tych znajdzie się z pewnością mnóstwo, są bowiem i studenci autorki wyznań i współpracownicy, znajomi, a wreszcie czytelnicy jej naukowych książek. Na taki kąsek pokusi się wielu. Rzecz to raczej oczywista i nawet nie trzeba nikogo, komu obiło się o uszy nazwisko Janion, nadmiernie zachęcać, żeby sięgnął po wywiad rzekę z autorką Gorączki romantycznej.
Mnie osobiście, młodzieńcze przeżycia Janion natychmiast skojarzyły się z filmową młodością Teresy Lubkiewicz-Urbanowicz, albowiem mamy i przenoszenie się z miejsca na miejsce, wychowanie u ciotki (w przypadku Janion jednej, w przypadki Lubkiewicz-Urbanowicz dwóch), mamy niemiłe wspomnienia (z jednej strony ojciec pijak, z drugiej napastliwy wujek), mamy naukę, poznawanie prawdy o życiu, pewne wzmianki dotyczące odczuć względem kościoła, słowną obronę Żydów. Jak widać niemało tu sytuacji pod pewnym względem analogicznych.
Z jakiego powodu wspominam o tym w miejscu, które powinna wypełnić refleksja na temat Niedobrego dziecięcia? Otóż, kiedy czytam co niektóre recenzje, rzuca mi się w oczy jeden dominujący aspekt, jakieś wielkie zbiorowe współczucie (jeśli to odpowiednie określenie) i natychmiast zadaję sobie pytanie, czy należy się ono tylko tym znanym? Iskrzy w nas tendencja do przejmowania się cierpieniami ludzi popularnych, których niby się zna ze słyszenia i poza współczuciem, innych zobowiązań się wobec nich nie ma, choć realnie patrząc nie zna się ich w ogóle. Oglądamy film biograficzny lub złapiemy jakąś biografię na papierze i natychmiast nachodzi nas myśl: O Boże, jaki biedny ten Mickiewicz, Szopen, nie wiem kogo jeszcze dodać? i ta Maria Janion, ale wybitny/a, a skoro wybitna/y to już raczej odejść w kąt powinien ból, przesłonięty wybitnością. No bo i owszem, biedny… jednak w czasie przeszłym.
Ale do czego zmierzam? Zauważyć należy, że przeżycia Marii Janion – podobnie jak przeżycia Lubkiewicz-Urbaonowicz, nie mogę przysiąc, czy dokładnie odzwierciedlone w filmie Boża podszewka – przyniosły pozytywny skutek. Można by, z gębą wypełnioną ironią, rzec, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, lecz ominę natychmiast to powiedzenie, wskazujące na nutę obojętności, choć wcale nie takie było moje zamierzenie, a fakt pozostaje faktem. Naznaczone smutkiem dzieciństwo Marii Janion przekształciło się w przyszłość o fabrycznej nazwie \”sława\”. Fabrycznej – gdyż jej podstawą były pojawiające się jak grzyby po deszczu albo jak produkty fabryczne, książki. Jedna po drugiej, jedna po drugiej, każda odmienna… w jakim umyśle się to wszystko pomieści, oprócz pojemnego umysłu Marii Janion?
Autorka niezliczonych pozycji książkowych włożyła wiele trudu w swoje literackie badania, a jednak nawet dziś, po latach pracy, nie zamilkła, nadal ma coś do powiedzenia na temat romantyzmu, w poniższym cytacie natomiast odwołuje się nie do zamierzchłego romantyzmu, lecz do współczesnej polskiej rzeczywistości:
\”Romantyczny mit wojenny, heroiczny i martyrologiczny, trwa dalej w najlepsze, bez żadnego opamiętania. […] Ale to jest też kwestia dominanty kulturowej. Naszą jest mit bohaterski, podstawowy mit polski. Trudno się z niego wyzwolić. Żadne książki tu nie pomagają, żadna wiedza historyczna.\” (s. 41)
\”Żeby dziś szerzyć mesjanizm, trzeba albo traktować Polskę jako wybrankę Boga spośród narodów świata, obdarzoną szczególną misją, albo utrzymywać, że Polska jest nadal w niewoli. Albo i jedno i drugie. Co zresztą cechuje swoisty pop-mesjanizm objawiający się w różnoraki sposób, obecnie przede wszystkim w teorii zamachu na samolot prezydencki pod Smoleńskiem i wynikających z tego supozycjach antyrządowych. Oskarżeniach co najmniej o zdradę narodową, jeśli nie o zamierzone morderstwo. […] Przeświadczenia mesjanistyczne, bardzo dobrze mi znane, tutaj wpasowane zostały w techniczne, lotnicze sprawy, jest więc w tym jakaś odmiana.\” (s. 113)
Przyznam, że ta wypowiedź zainteresowała mnie najbardziej, w związku z przeciwnymi opiniami, jakie krążą tu i ówdzie, ale pominę roztrząsanie tej kwestii, zważywszy, że każdy swoje racje posiada i lekceważyć nie należy nawet tych najbardziej nieprzekonujących.
Może jeszcze na koniec przydałaby się rada, najlepiej z ust samej Marii Janion, jak zostać wybitnym historykiem literatury? I tu rozczarowanie, ponieważ podpowiedzi nie znajdziemy, ale zamiast tego wycinek z rzeczywistości:
\”Chłonęłam takie ilości książek! Wypożyczając po cztery dziennie, chciałam chyba wprawić świat w zadumienie, chociaż moje audytorium było zupełnie przypadkowe. Przechodnie, bibliotekarki, sąsiedzi. Więc coś poważniejszego też musiało się stać z tą manią.\” (121)
Czy jednak przypadkiem nie tkwi w tym wspomnieniu maleńka podpowiedź – trzeba zrodzić w sobie manię, by potem się nią przejadać, aż manii nadamy tytuł profesji.
Suma summarum, Transe – traumy – transgresje. to opowieść o dorastaniu, o pokonywaniu depresji pracą, o przekonaniach, ideach, jednym słowem wykład o życiu, niezwykle interesującym, w którym stroną pytającą jest dziennikarka, a stroną wciąż jeszcze przemawiająca jakby zza pulpitu, choć już nie zza tego uniwersyteckiego Maria Janion.
PS. Naprawdę, szkoda, że Maria Janion nie podała jakiej grubości były te cztery książki pożerane na jeden raz, wówczas można byłoby się w pewien sposób dostosować lub przynajmniej spróbować się dostosować.
Bogumiła Hyla