Gatunek książek podróżniczych ma to do siebie, że gromadzi zestaw najrozmaitszych dzieł – podczas i takich, które nijak mają się do romantycznych wyobrażeń o przemierzaniu świata. Coraz częściej tu można bowiem trafić na zwykłe teksty turystyczne, bardziej przypominające przewodniki – mało zajmujące, niewiele wnoszące, warte tyle co slajdy sąsiada z wakacji w Grecji. Tymczasem tęskna dusza niespokojna poszukuje czegoś więcej, gdy sama w podróż wyruszyć nie może. I otóż są \”Wyspy Koralowe\” Krzysztofa Kryzy, napisane przez prawdziwego podróżnika, którego wędrówki mają za cel coś więcej niż \”zaliczenie\” kolejnego stempelka w paszporcie. Rzecz godna czytelniczego oka.
\”Wyspy Koralowe\” przedstawiają kilkumiesięczne, niespieszne przemierzanie archipelagów Fidżi, Vanuatu oraz Wysp Salomona. Sposób podróżowania autora jest właściwie przejawem pewnej postawy – on bowiem nie jest zwiedzającym, on włóczy się, pomieszkuje, wreszcie gości u przypadkowo poznanych ludzi. Otwartość Krzysztofa Kryzy i łatwość, z jaką zawiera znajomości otwierają mu furtkę do codzienności napotkanych tambylców. Za sprawą jego opowieści mamy okazję przyjrzeć się z bliska prawdziwej rzeczywistości rajskich plaż, życiu jakie toczy się pod powierzchnią turystycznego lukru. Możemy autentycznie dotknąć opisywanego świata.
Zatem poznajemy różne osoby, u których autor znalazł kąt, z którymi łowił ryby, podróżował, u których bawił na weselu, których trzody doglądał podczas dłuższej nieobecności gospodarzy, z którymi przez chwilę żył. Ale na osobistych doświadczeniach nie zamyka się narracja. Autor doskonale wie, dokąd przybył, wie na co patrzy i jest ciekaw bardziej złożonych aspektów odwiedzanych miejsc. Orientuje się nieco choćby w sytuacji gospodarczej i społecznej tych regionów, zna też ich historię. Pisze \”Żeby dobrze poznać jakiś rejon świata i jego kulturę, nie można ograniczać się tylko do dnia dzisiejszego. Bez poznania historii nie zrozumiemy w pełni współczesności.\” I rzeczywiście, raczy czytelnika historiami sprzed wieków, kiedy to owe przystanie w których pomieszkuje, zostały odkryte. Przeplata własną podróż opowieściami o kapitanie Williamie Blight, Alvaro de Mandala, Cook\’u i innych podróżnikach, których los zetknął w ten czy inny sposób z tymi wyspami. A czyni to bardzo naturalnie, autorowi łatwo przychodzi snucie opowieści – nie czuć tu sztuczności, silenia się na cokolwiek.
Ta nieomal kompletna, lekka piórem a ciężka informacją opowieść, to świetna książka podróżnicza. Nie poznamy tu znakomitych hoteli, kosztorysu zorganizowanych wycieczek czy popularnych atrakcji turystycznych. Autora interesują ludzie, autentyczne odkrywanie nowych miejsc i kultur, oraz prawda – nawet najtrudniejsza – o świecie. Nie ucieka od refleksji, choć stara się nie oceniać – a przy tym zawsze zachowuje duże pokłady życzliwości i przyjaźni dla spotykanych ludzi. Nie skaził książki naginając rzeczywistość do swoich przekonań. Jedynym zastrzeżeniem, jakie mam do książki są zdjęcia – niektóre bardzo pocztówkowe, ładne acz zwykłe, poza wyjątkami większość z nich nie ilustruje odpowiednio treści. A szkoda, bo oddanie tej zajmującej opowieści podróżniczej w fotografii dopełniłoby rozkoszy czytelniczej. Nie zmienia to jednak faktu, że \”Wyspy Koralowe\” to jedna z najlepszych książek podróżniczych jakie przyszło mi czytać. Prawdziwa, wciągająca, żywa.
Iwona Ladzińska