Czechy, pierwsze lata XX wieku. Młody Jan Mikolášek (Ivan Trojan) idzie w zawodowe ślady ojca i zajmuje się botaniką. Wkrótce odkrywa jednak, że bardziej niż pielęgnacja roślin, interesują go ich lecznicze właściwości. Mimo sprzeciwu rodziny Jan rozpoczyna praktykę u znanej wiejskiej znachorki Mühlbacherovej (Jaroslava Pokorná), która wprowadza go w tajniki ziołolecznictwa. To właśnie pod jej okiem chłopak uczy się stawiania diagnozy na podstawie wyglądu moczu. Wkrótce Jan rozpoczyna własną praktykę, a po latach, przy pomocy asystenta i kochanka Františka Palko (Juraj Loj), otwiera własny szpital.
Jan Mikolášek w Czechach jest legendą, w Polsce mało kto o nim słyszał. Szarlatan może to zmienić – i dobrze, jest to bowiem postać tyleż kontrowersyjna, co warta poznania – zwłaszcza teraz, gdy po chwilowej eksplozji miłości i wdzięczności, nieufność w stosunku do lekarzy i systemu ochrony zdrowia staje się coraz bardziej zauważalna. Agnieszka Holland dorzuciła do swego portfolio kolejny udany film – może nie wybitny, ale taki, którego z pewnością nie będzie się musiała wstydzić. I który bez wątpienia podzieli zarówno widzów, jak i krytyków. Nie ze względu na temat, ten bowiem powinien wydać się interesujący dla większości odbiorców, ale z powodu jego realizacji. Szarlatan to film zrobiony w sposób dość klasyczny, co nie oznacza jednak, że pozbawiony polotu. Na uwagę zasługuje zwłaszcza styl kreowania postaci Jana Mikoláška – celowo zdawkowy, nie zawsze zgodny z chronologią wydarzeń, pozostawiający wiele niedomówień. Owszem, retrospekcje to najbardziej oczywisty patent na pokazanie widzowi całego życiorysu bohatera, by osiągnąć interesujący, pozbawiony sztampy efekt trzeba jednak wiedzieć jak ich użyć. Agnieszka Holland wie, dzięki czemu jej film ma odpowiednią dramaturgię, a widz dowiaduje się czegoś nowego o jego bohaterze przez cały czas trwania seansu. Jan Mikolášek w jej ujęciu to człowiek absolutnie niejednoznaczny: z jednej strony z zimną krwią zabijający nowonarodzone kocięta, z drugiej natomiast z własnej kieszeni finansujący wyjazd chorego pacjenta nad morze. Kochający, ale potwornie w tej miłości zaborczy i posuwający się do czynów moralnie nagannych. Ciekawy to człowiek, mimo że tak trudny do polubienia i łatwej, klarownej oceny. Sęk w tym, że widz nie poznaje Jana Mikoláška całkowicie – reżyserka pozostawia sporo niedomówień i stawia wiele znaków zapytania. Nie poznajemy więc motywacji czeskiego znachora – nie wiemy, czy kierował nim altruizm, czy raczej konformizm i zwykła, jakże ludzka chęć przetrwania. Czy leczył nazistów, kierując się współczuciem, czy lękiem przed konsekwencjami odmowy, i dlaczego najbliższych krewnych traktował z daleko idącą pogardą. Na te pytania Agnieszka Holland nie odpowiada, a Jan Mikolášek w ostatnich minutach filmu pozostaje, w gruncie rzeczy, taką samą enigmą jak na jego początku. Mnie to nie przeszkadza, coraz bardziej cenię bowiem dzieła sztuki, których autor zmusza mnie do myślenia i pracowania wyobraźnią, rozumiem jednak, że spora część widzów może czuć z tego powodu niedosyt i niezadowolenie. Druga rzecz to bijący z ekranu chłód. Jak na tak niecodzienną, obfitującą w wydarzenia historię, jaką było życie Jana Mikoláška, Szarlatan jest filmem zaskakująco zdystansowanym i ubogim w emocje. Znów jednak: to zarówno wada, jak i zaleta, realizacyjny minimalizm doskonale pasuje bowiem do osobowości głównego bohatera.
To, co bezwarunkowo powinno się natomiast spodobać to aktorstwo. Agnieszka Holland zastosowała ciekawy zabieg i do roli Jana Mikoláška zaangażowała ojca i syna: Ivana Trojana w roli starszego bohatera i Josefa Trojana jako znachora z lat wcześniejszych. Dało to świetny, bardzo spójny efekt, tym bardziej że obaj panowie spisali się doskonale – oczywiście, palmę pierwszeństwa dzierży bardziej doświadczony i dysponujący większą ilością czasu ekranowego Ivan Trojan, który sprawia wrażenie, jakby nie grał Jana Mikoláška, lecz nim był. Plusem są też świetne zdjęcia, doskonale budujące klimat obrazu: mroczne, ciasne kadry przy niemal klaustrofobicznym ujęciach z gabinetu znachora i więziennej celi, jasne natomiast i utrzymane w niemal bajkowej estetyce w scenach opowiadających o miłości Jana i Františka.
Szarlatan to opowieść wielowymiarowa, z której każdy widz może zaczerpnąć to, co najbardziej mu w niej odpowiada. Jest to więc historia bolesnego upadku człowieka, który nieco zbyt mocno uwierzył w swój geniusz, ale i opowieść o cenie, jaką trzeba zapłacić za przetrwanie. Historia miłości niemożliwej, której przeciwstawia się nie tylko mieszczańska moralność, ale i prawo państwowe. To także artystyczna debata nad ludzką potrzebą wiary w cuda i nieufności wobec konwencjonalnej medycyny. Ponoć Agnieszka Holland nie zamierzała tym razem robić filmu politycznego, w obliczu pandemii koronawirusa i zaskakującej nagonki partii rządzącej na społeczność LGBT Szarlatan stał się jednak komentarzem do bieżącej sytuacji w Polsce. Komentarzem interesującym i udanym artystycznie.
Blanka Katarzyna Dżugaj