Non Pratt dorastała w Teesside, a obecnie mieszka z rodziną w Londynie. Swoją pierwszą książkę napisała jako czternastolatka. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie w Cambridge związała swoją przyszłość z rynkiem wydawniczym literatury dziecięcej. Pracuje jako redaktor w Usborne, jako wydawca beletrystyki w Catnip oraz pisze kolejne książki. Jest miłośniczką pop punku.
Po przeczytaniu tej książki mam mieszane uczucia. Właściwie do tej pory trudno mi znaleźć słowa, by w pełni oddać to, co siedzi w mojej głowie. Może zacznę od tego, że jestem kompletnie zaskoczona tym, co zastałam w środku. Byłam pewna, że Prawda czy wyzwanie to lekka młodzieżówka z romansem w tle, którą przeczytam jednego wieczora, tymczasem miałam ochotę wydrzeć z tej książki dziesiątki stron. Nie mogłam się też doczekać, kiedy dobrnę do końca i zapomnę, że miałam tę książkę kiedykolwiek w rękach.
Na okładce (z tyłu) widnieje napis: “Jedna historia, dwa punkty widzenia”. Okej, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby autorka skorzystała z tego, z czego korzystają inni autorzy, a mianowicie – zamienne prowadzenie fabuły! Tutaj za to mamy historię opowiedzianą w pierwszej kolejności z punktu widzenia Claire, a potem to samo z punktu widzenia Sefa, by później połączyć narracje. Poważnie? Co to miało być? Coś na kształt déj? vu? Jeśli tak, to było to bardzo kiepskie déj? vu.
I o ile jeszcze można by było przymknąć na to oko i zwyczajnie to przekartkować, o tyle smaku całej tej “sytuacji” dodają kreacje bohaterów. Totalnie infantylne szczeniaki, bo nie można ich nazwać młodymi dorosłymi tudzież nastolatkami, gdyż ci zazwyczaj coś tam w głowie mają i coś sobą reprezentują. Tutaj jest płasko aż do bólu, i to bólu, który czuje się fizycznie. Oboje są jakby totalnie oderwani od rzeczywistości, a problemy, jakie porusza Non Pratt, wydają się zupełnie abstrakcyjne dla tej dwójki. Koszmarnie mnie denerwowali.
Jedyny plus – chociaż to taki plus umowny, który powinien zostać ubrany w cudzysłów – jest taki, iż paradoksalnie czyta się tę książkę szybko. Szybko i bez grama emocji. Ot, przewraca się kolejne strony, co przypomina bieg przez płotki, i nagle zziajani i zmęczeni dobiegamy do mety, gratulując sobie w duchu, że ten bieg wreszcie się skończył.
Jeśli naprawdę nie macie co czytać, możecie sięgnąć po tę powieść. W innym wypadku trzymajcie się od niej z daleka – jest wiele lepszych książek, które czekają na przeczytanie.
Magdalena Nowek