Beatrice Scarlet musi porzucić to, co znała; ze względu na śmierć jej męża, Francisa, musi opuścić probostwo i znaleźć nowy dom. Dom, który przypomina jej o ukochanym zmarłym mężu, ale i o porwanym przez Indian synku, Noah’u. Mimo nadziei na odnalezienie pierworodnego wraz z córeczką przenosi się do Londynu, gdzie obejmuje posadę przełożonej w przytułku dla upadłych kobiet imienia Świętej Marii Magdaleny. Owo miejsce zawdzięcza swoje istnienie bogatemu handlarzowi tytoniu, który co jakiś czas wybiera spośród dziewcząt kilka i kieruje ich do różnych prac w swej fabryce. Przynajmniej tak to – ponoć – działało do tej pory. A jednak gdy Scarlet chce odwiedzić byłe mieszkanki przytułku w ich nowym miejscu, na jaw wychodzi straszna prawda – posądzone o zawieranie paktu z diabłem, zniknęły.
Beatrice Scarlet nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zaczęła dogłębnie analizować sytuacji. Kilka rzeczy nie daje jej spokoju, a dzięki chemicznej wiedzy wpojonej przez ojca aptekarza, szybko znajduje dowody na jedną rzecz – dziewczęta na pewno nie maczały palców w paktowaniu ze złem. Zniknęły, to fakt, acz z zupełnie innego powodu…
Wdowa po pastorze zrobi wszystko, by poznać prawdę o zaginięciu byłych podopiecznych. I by ocalić kolejne dziewczęta przed zgubą.
Choć z pierwszym tomem serii o córce aptekarza miałam styczność przed sięgnięciem po nowe wydanie, to z drugim już nie. Nie dość, że mogłam ponownie zagłębić się w historię inteligentnej Beatrice Scarlet, to jeszcze (wreszcie!) miałam możliwość poznania jej dalszych losów. Mam wrażenie, że ta bohaterka po prostu przyciąga do siebie kłopoty. Albo inaczej – nie przechodzi obojętnie obok ludzkiej krzywdy, a posiadana wiedza umożliwia jej demaskowanie tych, którzy z chęcią zrzuciliby wszystko na Moce Zła.
Ta historia, wprost z osiemnastowiecznego Londynu, zdaje się jeszcze lepsza niż poprzedniczka. Beatrice pomaga dziewczętom upadłym, leczy je znanymi przez siebie mieszankami i doradza, jeżeli tego potrzebują. Nic dziwnego, że w pewien sposób przywiązała się do nich. A fakt, że ktoś oskarża grupę spośród nich o kontakt z diabłem, tym bardziej ma wpływ na jej zacięcie w odnalezieniu prawdy. Te czasy charakteryzowały się wiarą w rzeczy nadnaturalne, na co oczywisty wpływ miał brak dostępu do szkół (a przynajmniej tylko dla biednych były one niedostępne), ciężkie czasy, manipulacje możnych. Nasza bohaterka nie pozwoliła jednak na kłamstwa, mimo że stawką może być życie jej i córeczki. Taka jednak właśnie jest ta nasza Beatrice – piękna, ale i diabelnie inteligentna, odważna. Jej dobre serce zawsze kieruje się ku tym najbardziej potrzebującym.
Ukłony dla pana Grahama Masterton’a za historię, którą stworzył. Mamy tu iście diabelską mieszankę horroru (odrobinkę, ale jednak) z kryminalnym śledztwem. Szczerze powiedziawszy, patrząc na zacofanie tamtych lat, na mroczną atmosferę krążącą nad ulicami bardzo łatwo byłoby uwierzyć w działanie Sił Zła – a wręcz odczulibyśmy przyjemny dreszczyk! Jednakowoż rozwiązanie sprawy w taki sposób, w jaki zrobił to autor, również jest jak najbardziej na plus. Możemy przyglądać się mrówczej pracy głównej bohaterki, badającej kolejne tropy. Wówczas technologia nie była tak rozbudowana, jak dziś, a wszelkie badania medyczno – kryminalne zabierały o wiele więcej czasu i nierzadko kończyły się fiaskiem. Tym przyjemniej czyta się “Sabat czarownic” – wracamy do przeszłości, gdzie nawet uzyskanie rzeczywiście leczniczego syropu na kaszel było wyzwaniem. A co dopiero mówić o odnalezieniu dowodów na zbrodnię?
Jestem bardzo szczęśliwa, że trafiłam na serię o Beatrice Scarlet. Lubię tego rodzaju cofanie się w przeszłość, a już zupełnie uwielbiam tę grę, którą z czytelnikiem prowadzą pisarze – naprawdę maczały tu palce siły nadprzyrodzone, czy to po prostu dobrze ukryta działalność człowieka? Szkoda, że prawdopodobnie na tom kolejny będziemy musieli poczekać dłużej – o ile w ogóle pojawi się na rynku literackim. Trzymam za to kciuki! A Was zachęcam serdecznie do poznania córki aptekarza, która walczy ze złem na znany jej sposób – za pomocą nauki. Idealna lektura na te coraz zimniejsze, mroczniejsze dni.
Kaśka Pinkowicz