W końcu i do mnie
trafiła druga część cyklu – Matki, czyli córki. Kto nie zapoznał się z twórczością
Nataszy Sochy powinien jak najszybciej nadrobić swoje zaległości. Ponieważ jest
to autorka wyjątkowa pod każdym względem, a tę wyjątkowość można poznać między
innymi poprzez napisane książki. No dobrze, ale ja nie o tym miałam, a o
dziecku w dodatku last minute, które to pojawiło się w formie kropki, albo
zygoty, jak kto woli, grunt że u kobiety zupełnie się tego nie
spodziewającej. Hormonia zakończyła się w chwili, która pozostawiła wiele
pytań, teraz oczekiwałam odpowiedzi. Jakież one były? O tym za
chwilę…
Kalina jest w ciąży,
może to nie byłoby takim zdziwieniem i czymś niepojętym gdyby nie fakt, że
jeszcze nie tak dawno stanęła oko w oko z menopauzą i po prawdzie zaczynała się
z nią oswajać, a nawet akceptować. Taka kolej rzeczy. Przespała rozkwit
własnego życia, więc kiedy przyszło do przekwitania postanowiła coś z nim
zrobić by złapać te ostanie żywe płatki kwiatu. No i można powiedzieć, że
złapała i to tak konkretnie. Bo dziecko było ostatnią rzeczą jakiej się
spodziewała. Widać natura spłatała figla, a teraz siedziała na uboczu
zadowolona z siebie i oczywiście zamieszania jakie wprowadziła do życia, nie
tylko tej dwójki pogubionych w swoim świecie ludzi.
Chyba nikt nie
zapomniał o cudownej mamusi – Konstancji, oraz tego co wyczyniała gdy zawsze
posłuszna córka postanowiła wyjechać bez pozwolenia. I to w dodatku z
mężczyzną, nieznajomym. O co chodziło Kalinie? Dlaczego tak nagle i
niespodziewanie zaczęła się buntować? A najgorsze miało nastąpić. Wymuszony
powrót córki nie zapowiadał tego co już niebawem miała usłyszeć, wiadomość nie
tyle zszokowała, co zmroziła i zniesmaczyła. W dodatku ten mężczyzna panoszący
w koło i próbujący decydować za Konstancje. Skandal. Jakim prawem i co sobie
wyobraża Kalina, że go słucha i zachowuje się inaczej.
Jak się okazuje
ciąża dojrzałej córki i matki, wywarła spore wrażenie nie tylko na głównych
zainteresowanych i najbliższych, ale i również nieaktualnym mężu. To znaczy
mężu formalnie, bo w zasadzie od dawna tych dwoje wiodło zupełnie osobne życie.
Tylko jakoś tak się złożyło, że Adamowi pasowała rola mężczyzny z legalną nową
partnerką i posłuszną żoną. Żyjącą w samotności. Kiedy jednak Kalina powróciła
ze swoich wojaży nie dość, że w dwupaku
to jeszcze odmieniona pod każdym możliwym względem coś w nim pękło. Może
męska duma, może nuda. Nikt tego nie wie, ale od momentu ujrzenia byłej żony
zaczął zachowywać co najmniej dziwnie, ja bym pokusiła się o stwierdzenie – jak
nawiedzony frustrat.
Dzieje się w
książce, oj dzieje. Nie brakuje emocji, nowych okoliczności i czegoś jeszcze.
Nasi bohaterowie chcąc nie chcąc zostaną zmuszenie do zmiany, jak sobie z nią
poradzą?
Twórczość autorki
poznałam stosunkowo niedawno, ale jakoś się złożyło, że już od pierwszego
tytułu jaki wpadł w moje ręce poczułam to
coś. Od tej chwili byłam i jestem przekonana, że co nie napisze
autorka, mnie na pewno się spodoba. Mam świadomość ile jeszcze muszę nadrobić,
bo swoją przygodę rozpoczęłam chyba od środka, więc pierwsze pozycje są przede
mną, z czego szczerze mówiąc jestem zadowolona. Bo w czasie oczekiwania na
nowość mogę sięgnąć po tytuł już wydany.
Wracając do
omawianego Dziecka last minute – którego nie mogłam się doczekać. Z ciekawości
przytupywałam nóżkami i gdy wreszcie była przede mną, zasiadłam do czytania i
przepadłam. I chociaż tutaj już nie spotkałam się z tym charakterystycznym dla
autorki czarnym humorem,to nie odczułam tego za jakaś specjalną ujmę dla
książki. Przeciwnie. Na tym etapie zmagamy się z problemami dojrzałej kobiety,
która musi się przestawić na zupełnie inny tryb życia, niż ten prowadzony do
tej pory. Dziecko, nowy partner i cała reszta. No i rzecz jasna humorki matki w
pakiecie – bo o tych ciążowych nie muszę wspominać. Mnie tematyka ciąży słabiej
interesowała i niespecjalnie wczuwałam, widać dalej jestem na tym polu
ignorantką. Mam nadzieje, że kiedy mnie dopadnie ten stan nie zeświruje – Boże
miej nade mną litość. Nawet jeżeli wypadnie to w wieku późnym, nie chcę być
wariatką ganiającą za bucikami i śpioszkami. Niechaj to będzie spokojne, w
miarę możliwości. Koniec apelu.
I nie, nie drażniła
mnie Kalina ze swoimi dolegliwościami. Po prostu nie wczuwałam się w jej
zmartwienia i całą resztę. Podejrzewam, że każda matka wie i rozumie. Ja nie.
Takie życie.
O wiele bardziej
ciekawiły mnie poczynania Adama i Marietty – byłych partnerów naszych
zakochanych. Biedactwa nie potrafili znieść widoku szczęścia u ludzi,
którzy powinni opłakiwać zmarnowane szanse, a tutaj takie fanaberie i jeszcze
ciąża. No kto to widział!
Kombinowali
jedno przez drugiego, nie mam pojęcia kto miał bardziej żałosne pomysły, ale
śmiesznie było. Naprawdę.
Nie zapominajmy
jednak o Konstancji, która nie wybacza i nie zapomina. Kobieta z kamienia, ma
swoje tajemnice, ma swoje racje. Nikt nie wie dlaczego postąpiła w taki, a nie
inny sposób z ojcem Kaliny, co ją do tego popchnęło. Następna tajemnica.
Muszę przyznać, że
całość toczyła się swoim takim dosyć jednostajnym rytmem, przychodzi
zakończenie i nagle.. BUM. Szczękę zbierałam z podłogi. No nie tego się
spodziewałam, szok chyba do teraz mnie trzyma. I jak czekać na następną z
serii? Tak się nie robi. Wyskoczyć z petardą i zgasić przed zobaczeniem efektu.
Nie. Nie zgadzam się. A książkę musicie przeczytać. Chociażby dla
zakończenia!
Agnieszka Bruchal