Milczenie Tima Lebbona to literacka adaptacja filmu pod tytułem Cisza, który ukazał się w 2019 roku. Nie wiem, jak to możliwe, że jakoś do tej pory o nim nawet nie słyszałam, bowiem to zdecydowanie takie klimaty, za jakimi przepadam. A co więcej, w rolę głównej bohaterki wciela się tam Kiernan Shipka, znana z roli Sabriny w oryginalnym serialu Netflixa o nastoletniej czarownicy. A to nie wszystko, bowiem u jej boku pojawia się również ciotka Zelda… Z tym, że tym razem gra rolę jej matki.
Muszę przyznać, że pomysł Lebbona naprawdę przypadł mi do gustu. To taka apokaliptyczna wizja świata, w której ludzie muszą się zmierzyć z zupełnie niespodziewanym zagrożeniem. Wszystko rozpoczyna się od ekspedycji naukowej, która planuje zbadać niesamowitą, nowo odkrytą jaskinię. Niestety, okazuje się, że tym samym przebudzają czyhające w niej latające zło. Dziwne stwory, przypominające gigantyczne osy (mniej więcej wielkości kota), zaczynają atakować wszystko, co napotkają na swojej drodze. O ile to usłyszą… Choć niosą ze sobą śmierć, są zabójczymi drapieżnikami, o jakich świat nie słyszał, to jednak życie w jaskini sprawiło, że są ślepe. Mają za to doskonały słuch…
Świat ogarnia panika – bezlitosne istoty zaczynają pustoszyć miasta i rozmnażają się w zastraszającym tempie. Rozprzestrzeniają się coraz bardziej, coraz szybciej, a zbiorowa panika jest najgorszym, do czego mogą posunąć się ludzie – skoro te zwierzęta przyciąga nawet najcichszy szmer, to jakże muszą się radować, gdy słyszą istny hałas! Rasa ludzka jest bezradna – nie ma pojęcia jak walczyć z nowo odkrytym gatunkiem. Rząd nie jest pewien, czy zarządzić ewakuację, czy kazać wszystkim pozostać w domach… Jednak chyba każdy sobie może wyobrazić, że w takich chwilach każdy dba przede wszystkim o siebie i swoich bliskich. Nie słucha rządu, nie ma współdziałania, jest tylko ten pierwotny instynkt, gadzi mózg przejmuje nad nami kontrolę. I niestety, nie zawsze wychodzi nam to na dobre.
Nie da się ukryć, że sytuacja opisana w tej powieści jest iście beznadziejna. Czuć tą bezsilność, niepewność i strach – wespy poruszają się niemal bezgłośnie, ale same wyłapują najmniejszy szmer. Rodzina Andrews postanawia skryć się w ich dawnym domu, który znajduje się na totalnym odludziu ? liczą na to, że tam będą bezpieczni. Jednak najpierw trzeba tam dotrzeć w jednym kawałku… A teraz już nie tylko wespy są zagrożeniem, teraz sprawdza się również powiedzenie \”człowiek człowiekowi wilkiem\”. Przewija się tutaj motyw podróży i apokalipsy, wraz z rodziną stajemy się świadkami upadku miast i walki o przetrwanie, choć nie czułam tutaj takiego typowego klimatu apokalipsy.
Rozgrywające się wydarzenia poznajemy z perspektywy Huwa, ojca i głowy rodziny – to twardo stąpający po ziemi facet, który chce zapewnić swoim bliskim bezpieczeństwo oraz z perspektywy Ally, jego nastoletniej, niesłyszącej córki. Ich punkty widzenia przeplatają się ze sobą i umożliwiają nam ujrzenie tego wszystkiego zarówno oczami osoby dorosłej, jak i dziecka. Choć nie da się ukryć, że Ally jest dosyć dojrzała jak na swoje zaledwie 14 lat. To mądra i sympatyczna dziewczyna, która nie użala się nad sobą, choć w wyniku wypadku straciła słuch. Bohaterowie muszą trzymać się razem, aby sprostać czoła niebezpieczeństwom, które napotykają na swojej drodze. Niejednokrotnie muszą podejmować trudne decyzje, które wywołują łzy. Smutek i bezsilność – tych emocji tutaj nie brakuje, choć wydawałoby się, że jednak każdy mieszkaniec Ziemi ma jeszcze nadzieję na pozbycie się dziwacznych osopodobnych istot, które sieją spustoszenie w zastraszającym tempie.
Powieść jest napisana całkiem przyjemnym językiem, więc czyta się ją dosyć lekko. Potrafi zaciekawić, zwłaszcza z początku, a potem z kolei trzyma nas w niepewności dotyczącej samego zakończenia – czy znajdzie się sposób na wygraną? Czy rodzina przetrwa bez szwanku? Czy inwazja zostanie zażegnana? Właściwie cała atmosfera każe czytelnikowi nie myśleć o szczęśliwym zakończeniu. Jest ponuro i mrocznie, a akcja toczy się umiarkowanym rytmem. Jest jakby trochę stonowana – zbyt szybkie tempo mogłoby tutaj faktycznie zadziałać na niekorzyść całej historii.
Tim Lebbon zaoferował czytelnikom nieco oryginalną wizję końca świata, zachowując przy tym takie elementy, które idealnie pasują do apokalipsy i właściwie są jej nieodłączną częścią – podróż, ucieczka, niepewność, przetrwanie. Czytało się to całkiem przyjemnie.
Magdalena Senderowicz