Każdy, kto przeczytał chociaż jedną z pozycji Johna Grishama, będzie miał w głowie, jak charakterystycznie buduje fabułę. Gdy inni autorzy kończą w miejscu, w którym on, tak naprawdę rozkręca swoje historie. Kolejna sprawa, tempo akcji. Jest niespieszne, wręcz flegmatyczne, autor skupia się na każdym drobiazgu, nic nie pozostaje zbagatelizowane. Tak, Grisham jest w pewnym sensie jedyny w swoim rodzaju.
Nie potrafię powiedzieć, że jestem jego fanką, ale czasami lubię sięgnąć, po którąś z pozycji i wejść w świat, ukazany przez pisarza. Na pewno można się w nim spotkać z analizą człowieka, która pozostawi z wieloma wnioskami. I tak też było, po przeczytaniu “Dnia rozrachunku”.
Gdy poznajemy Peta Banninga, ten ma już określony cel najbliższej przyszłości. Nie jawi się zbyt kolorowo. Pet postanawia zabić okolicznego pastora. I to robi. Bez żadnego zawahania, realizuje swój plan. Całe zajście jest wstrząsające z wielu powodów. Przede wszystkim, mężczyzna uchodził za bardzo dobrego człowieka, bohatera – weterana wojennego. Zatrudniał wielu ludzi na swojej farmie, był dobrym ojcem. Co się stało? Jaki kierował nim motyw?
Za zabicie człowieka z premedytacją grozi jedyna słuszna kara. Kara śmierci. Można oczywiście próbować złagodzić wyrok na dożywotnie więzienie. Pod warunkiem udowodnienia niepoczytalności albo innych konkretnych przesłanek. Tego właśnie próbował adwokat Peta, ale oskarżony odmawiał zrobienia z siebie wariata. Nie wyjaśnił motywu. Nie opowiedział nikomu, dlaczego zabił? Czekał w spokoju na dzień, w którym nastąpi wyrok i odbędzie kara śmierci.
Spokój głównego bohatera przerażają oraz pobudzają do wielu pytań. Razem z pozostałymi postaciami, zadajemy pytanie. O co chodzi? Co takiego się wydarzyło? Dlaczego doszło do zbrodni i czym kierował się Pet Banning? Autor bardzo lawiruje w fabule. Nie, nie próbuje zagmatwać sprawy, ale podsuwa retrospekcje z przeszłości, czasów młodości Peta i jego żony. Cofamy się w czasie i poznajemy młodego chłopaka, który dopiero wstąpił do wojska, szykuje się na wojnę. Poznaje swoją przyszłą żonę i planują przyszłość.
“Dzień rozrachunku” nie jest książką, którą przeczytacie jednym tchem. Mnie zajęło to kilka dni. Przede wszystkim dlatego, że fabuła jest bardzo rozbudowana. A każda scena opisana z wszelkimi szczególikami. Nie jest możliwe czytanie bezmyślne, ponieważ autor w niemalże w każdym momencie, uruchamia w czytelniku przemyślenia. Nad ludzką naturą, nad tym, jak łatwo można uświadomić swoją niewiedzę na temat drugiej osoby.
Jak napisałam we wstępie, mnie przerażał spokój głównego bohatera. Morderstwo, oczekiwanie na wyrok śmierci. I wreszcie sama śmierć. Opanowanie do granic możliwości, bak wyjaśnień w kierunku najbliższej rodziny. Myślę, że jest to trudna książka i nie każdy będzie umieć się w niej odnaleźć. Niemniej, warto przeczytać, zaskakuje i zmienia spojrzenie na wiele spraw.
Agnieszka Bruchal