PRL
to czasy kiedy manipulacja społeczeństwem, pojedynczymi jednostkami sięgnęła
szczytu i pozwoliła na zachowania bulwersujące, kontrowersyjne, obrazoburcze.
Starszy
sierżant sztabowy Milicji Obywatelskiej w małej miejscowości Smętorzowie, Józef Krzepicki, staje się
ofiarą komunistycznego systemu. Epizody prywatnego życia blokują karierę, a
służbowe rujnuje rodzinę. Milicjant topi problemu w morzu alkoholu i polowaniu
na wrony. Podczas jednej z wypraw do pobliskiego lasu Krzepicki dowiaduje się,
że po pijaku postrzelił swoją siedmioletnią córeczkę. Grozi mu przykładne
aresztowanie i surowy wyrok. Podczas śledztwa okazuje się, ze nic nie jest
takie na jakie wygląda. A za śmiercią dziewczynki kryje się mistyfikacja na
najwyższych szczeblach władzy.
Lubię kryminały. I lubię okres PRL- u w
literaturze, który może być doskonałą areną pod, wydawałoby się, nierealne
wydarzenia. Jednak nie wszystkich udaje się w pełni wykorzystać potencjał
czasów i możliwości jakie oferuje. Przemysław Koza nie wypadł najgorzej. Udało
mu się uchwycić absurdy epoki, mechanizmy manipulacji, zależności pomiędzy
władzą, partią, a ich marionetkami i zwykłymi obywatelami. Ciekawie poprowadził
kryminalną grę. Kluczył, wprowadzał mylne tropy, zafałszowane zeznania długo
pozostawiając czytelnika w nieświadomości i ciekawości.
Z całą resztą było trochę gorzej. Po pierwsze
postaci. Sztampowi, schematyczni, a ich zachowania tendencyjne i przewidywalne.
Józef Krzepicki, alkoholik, którego śmierć córki wyzwala pompatyczne wyznania i
przyrzeczenia: \”Nie spocznę, dopóki nie dorwę tego skurwysyna, który zabił
mi dziecko, aż nie zobaczę jego nędznego końca.\” Żałoba i prywatne
śledztwo nie przeszkadza mu zupełnie w życiu towarzyskim i w myśleniu
rozporkiem zamiast mózgiem. Zachowanie jego żony dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
Nie chce utrzymywać kontaktu z Józefem, nie obwinia go o śmierć córeczki,
chociaż całe Smętorzowo już wydało na niego wyrok. Wpada za to do knajpy, w
której raczy się alkoholem i oskarża o niedopełnienie obowiązku pochówku.
Przecież nawet z nimi nie mieszkał, nie interesował się rodziną, a miał
załatwiać pogrzeb? Inni bohaterzy również za mocno odrealnieni, tak jak
sytuacje, które ich spotykają. Milicjant, który pilnuje rannego człowieka w
samochodzie i nie orientuje się, ze to manekin?!
Nie podobało mi się również to, że autor
usilnie i topornie wpychał w tekst PRL- owskie produkty, np. \”w dwóch
woreczkach po krówkach ze spółdzielni cukierniczej \”Jedność\”\”.
Mam wrażenie, że Przemysław Koza bardzo chciał na każdym kroku przypomnieć w
jakich czasach rozgrywa się akcja jego książki, ale mógł to zrobić bardziej
naturalnie.
Cała powieść \”Śpij, malutka\”
zgrzyta. Okładka ma się nijak do historii. Tekst czyta się opornie, brak jej
lekkości, dynamizmu, spektakularnych zwrotów akcji. Biorę to na karb braku
doświadczenia i niecierpliwości.
Reasumując, książkę Przemysława Kozy można
przeczytać w jedno popołudnie, o ile przymknie się oko na pewne
niedociągnięcia. Praca czyni mistrza i wierzę, że kolejne dzieła autora będą
coraz lepsze.