Życie Paula wypełnia miłość. Od lat szczenięcych kocha on mocno i żarliwie, a w każdy kolejny romans wchodzi z entuzjazmem pierwszej miłości. Zawsze też towarzyszą mu w tych relacjach te same lęki i rozczarowania, niehamujące go jednak w pogoni za uczuciem. Paul wiąże się z mężczyznami i kobietami, a jego życie rozpięte jest między jedną a kolejną miłością.
Zmęczyła mnie ta powieść. Nie dlatego, że została źle napisana, czy też nie była ciekawa tematycznie – tego absolutnie nie można o niej powiedzieć. Rozważania autora mają jednak w sobie coś nużącego, co lepiej byłoby zamknąć w jednym lub dwóch opowiadaniach niż rozwlekać do rozmiaru ponad trzystu stronicowej powieści. André Aciman jest erudytą, co widać w każdym zdaniu \”Pięciu zauroczeń\” i każdej wyrażonej za ich pomocą myśli. Jest też uważnym i czułym obserwatorem, potrafiącym dostrzegać niuanse ludzkiej emocjonalności i wychwytywać najmniejsze nawet wahania i zmiany uczuć. A że pod tym względem w życiu jego bohatera dzieje się dużo i ustawicznie, autor ma sporo do powiedzenia. I w tym, niestety, tkwi słabość \”Pięciu zauroczeń\” – w pewnym momencie robi się tego po prostu zbyt dużo.
Nowa powieść André Acimana to dzieło niemal całkowicie pozbawione akcji – w zakresie fabuły niewiele się tu dzieje, cała historia rozgrywa się bowiem na płaszczyźnie emocji i erotycznych podniet. \”Pięć zauroczeń\” to bardzo luźno połączone fabularnie i chronologicznie opowieści, których jedynym spoiwem jest główny bohater – postać enigmatyczna, o którym czytelnik dowie się niewiele: ot, pracuje w jakimś wydawnictwie, ukończył filologię klasyczną, ma odziedziczyć dom na włoskiej wyspie. Cała reszta jest nieważna, bardziej od faktów biograficznych liczą się dla Acimana przeżycia Paula, jego reakcje i uczucia. Kolejne rozdziały powieści stanowią psychologiczną wiwisekcję pięciu różnych miłosnych fascynacji bohatera – autor rozbiera je na czynniki pierwsze, drobiazgowo analizuje każdą z nich, deliberując nad zmienną trajektorią uczuć Paula. Pisze bardzo sugestywnie, dzięki czemu czytelnik ma wrażenie, że siedzi w głowie i sercu bohatera, wraz z nim przeżywając kolejne zauroczenia.
Początek jest więcej niż zachęcający – czytelnik poznaje młodego chłopaka, dzieciaka właściwie, powoli wchodzącego w wiek dojrzewania. Dzieje się to na skutek spotkania ze znacznie starszym przyjacielem ojca, którego mały Paul obdarza pierwszym, szczenięcym uczuciem. Brzmi znajomo? Owszem – czytelnik znający słynny debiut Acimana, czyli \”Tamte dni, tamte noce\”, może poczuć się jak w domu. Gorące włoskie lato, senna atmosfera małego miasteczka, budząca się seksualność i skomplikowane relacje emocjonalne z ojcem – sensualność tej opowieści jest wręcz namacalna. W narracji subtelność łączy się z dosadnością, a romantyzm z cielesnością, brak zakotwiczenia w czasie nadaje natomiast całej historii posmak baśniowej umowności. Kolejne cztery rozdziały nie mają już w sobie tego ulotnego wdzięku – z sennej włoskiej prowincji akcja przenosi się do amerykańskiej metropolii, a narracja dostosowuje się do wielkomiejskiego tła i nabiera ostrzejszego charakteru. Akcja nie przyspiesza, w opisach emocji Paula pojawia się jednak pewna drapieżność, której nie było w pierwszym rozdziale. To trochę \”Seks w wielkim mieście\”, tyle że z jednym i w dodatku męskim bohaterem. Jest w tych rozdziałach historia zauroczenia mężczyzną, ale też opowieści o romansach i dłuższych związkach z kobietami – autor nie deliberuje nad biseksualnością Paula, traktując ją jako naturalną manifestację seksualności człowieka. Nieoczekiwane, dalekie od sztampy podejście do miłości to, zresztą, dobrze znany czytelnikom element jego twórczości.
Im dalej w las, tym więcej… znużenia. Miłosne perypetie Paula angażują czytelnika ze zmiennym szczęściem – pierwszy rozdział jest niezmiernie absorbujący, kolejny nieco słabszy, i tak na przemian. Z każdą kolejną stroną słabnie zainteresowanie emocjami bohatera, a on sam wydaje się coraz mniej ciekawy i wart podążania za nim w jego poszukiwaniach miłości. Powieść \”Pięć zauroczeń\” wzbudziła we mnie całą gamę uczuć, na koniec pozostawiła mnie jednak z wrażeniem przesytu i zmęczenia.
Blanka Katarzyna Dżugaj