“Kradzione pocałunki” Pawła Witkowskiego to pierwsza książka pisana przez mężczyznę, którą miałam okazję przeczytać. To, co mnie zachęciło do przeczytania tej książki to piękna okładka, która na pewno przykuwa wzrok. Dodatkowa ogromna ciekawość, w jaki sposób to mężczyzna napisze ulubiony z moich gatunków książkowych – romans. Pierwsze co przeczytałam to opis z tyłu okładki:
“To nie jest kolejna banalna opowieść o korporacyjnym romansie. To pełna, emocji , wzruszająca historia miłości, która może przydarzyć się każdemu i której nie wolno pozwolić odejść. Dajcie się jej porwać i przygotujcie chusteczki!”
Po przeczytaniu opisu przystąpiłam do czytania książki. Ach miała być taka cudowna i wspaniała a ja po przeczytaniu kilku stron miałam ochotę odłożyć ją na półkę, jednak postanowiłam dać powieści szansę i przeczytać do końca, by przekonać się, jakie będzie miała zakończenie. Ach dotarcie do ostatniej strony – a książka ma ich tylko 161 – było ogromnym wyczynem. Wynudziłam się na maksa i o niczym innym nie marzyłam jak tylko o tym, by dotrzeć do ostatniej kropki.
W książce poznajemy historię Heli i Antka. Są to młodzi pracownicy warszawskiej korporacji. Kiedy chłopak rozpoczyna pracę w nowej firmie, poznaje Hela, która od razu stwierdza, że jest on idealnym kandydatem na jej męża. Antek jest tak przytłoczony zachowaniem Heli, że nie potrafi jej w zupełności odmówić i zgadza się praktycznie na wszystko.
Antek przedstawiony jest w tej książce jakoś tak dziwnie, jak osoba nie z tej planety. Rumieni się na każdą zaczepkę koleżanki, a i zachowanie kolegów z biura nie raz mocno go dziwi. Każda sytuacja, która wydarzyła się w tej książce była do przewidzenia. Zachowanie Antka jako prawiczka strasznie mnie denerwowało. Gdzie w książce znajdują się te: “kradzione pocałunki”? Ilość pocałunków mogę zliczyć na palcach jednej ręki. Gdzie podziała się ta romantyczność? Książka totalnie mnie rozczarowała, jedyne co było w niej fajnego to okładka i opis. Jednak czy on na pewno był do tej książki? Po co czytelnikowi wspomniane w opisie chusteczki? Chyba tylko po to, by płakać nad treścią i poziomem tej książki.
Miałam okazję czytać wiele romansów i tych mocnych i tych tak zwanych lekkich jednak książka Pawła Witkowskiego nie ma nic wspólnego z romansem. To jakby zwykła relacja koleżanki z kolegą z czasów podstawówki. “Miłość bywa nieprzewidywalna” tak czytamy na okładce tej książki, to prawda tak jest, ale niestety nie w tej książce. Tu wszystko jest mocno przewidywalne. Czy zaręczyny, do których jakimś cudem pod wpływem presji dochodzi na końcu tej historii, miały być tym obiecanym romansem? W tej książce brakuje naprawdę wiele choćby jakiegoś zaskoczenia albo jakiejś choć jednej pikantnej sceny. Na prawdę, wystarczyło w nią wpleść coś, co zaciekawiłoby na tyle czytelnika, by miał ochotę czytać kolejne strony.
Nie wiem, czy ta książka była debiutem Pana Pawła, czy też nie, życzę mu, żeby kolejne jego publikacje były bardziej udane od tej. Jak wiadomo, nie każda książka musi się nam spodobać, dlatego nie odradzam przeczytania tej. Może akurat Wy nie będziecie się tak nudzić, kiedy będziecie ją czytać i przypadnie Wam ona do gustu. Mnie jednak ona mocno rozczarowała – niestety.
Monika Jamróz-Brzegowa