Hurt / Comfort, czyli debiut Weroniki Łodygi, przeczytałam siłą rozpędu, kiedy miałam etap wchłaniania młodzieżowej literatury LGBT+ made in Poland. Była to bardzo miła książka, z uroczymi scenkami i zabawnymi tekstami, i zaledwie namiastką fabuły, która nie przeszkadzała poszczególnym wydarzeniom. Dlatego ucieszyła mnie wiadomość, że tego jest więcej. A czy Angst with happy ending było równie ciepłe i kojące?
Nowa powieść Łodygi to historia Aleksa i Beniamina. Aleks, nastolatek wyrastający z buntu, ma problemy z całym światem, a najbardziej z paroma przemocowymi kretynami ze swojej szkoły, patologicznymi rodzicami sąsiadki i pracoholizmem samotnej mamy. I jeszcze, z tym że korespondował przez internet z cudowną Yuki, a ona okazała się dziwnym chłopakiem w skarpetach w awokado. Czyli Beniaminem. Beniamin znaczy się Benio, też ma problemy, ale dusi je w sobie. Jego największy problem to obecnie wyjaśnienie Aleksowi, że nie chciał go oszukiwać. W roli pośredniczki między tymi dwoma występuje siostra Benia, Patrycja, a w roli reszty świata-Anita, sąsiadka Aleksa, i jej liczne rodzeństwo. Cała ta czereda szuka swojego miejsca w niełatwym świecie, gdzie szkolne kłopoty to zaledwie promil ciężaru spoczywającego na ich barkach.
Dodajmy do tego, że akcja Angst with happy ending dzieje się w tym samym uniwersum co poprzednia powieść autorki, a w tle przewija się jeden z bohaterów Hurt / Comfort-Janek. Jako postać tła, dodam po cichu, równie godny co jako jeden z głównego duetu.
Angst with happy ending faktycznie dał mi więcej tego samego. Znowu są urocze teksty, nad którymi płakałam ze śmiechu, sekwencje rozkosznych scenek i poczucie, że nawet kiedy świat bywa do chrzanu, to i tak prędzej czy później wszystko się ułoży. Potrzebujemy takich książek-ciepłych i dających nadzieję. I nie tylko o tym, że bohaterowie, a zwłaszcza bohaterowie niemieszczący się w szeroko pojętej heteronormie, CIERPIĄ. To znaczy, owszem, Aleks cierpi, ale niekoniecznie z powodu nie mieszczenia się we wspomnianej normie, poza tym jego cierpienie jest okraszone samokrytycznym komentarzem wywołującym uśmiech nawet w pochmurny dzień.
Czy to znaczy, że Angst with happy ending to wybitna pozycja? Niestety nie. Nazwałabym ją dobrą. Bardzo dobrą dla określonych ludzi. Tych, którym do szczęścia nie jest potrzebna jakaś rozbudowana fabuła, a wystarczy poczucie ciepła i kilku sympatycznych bohaterów. Fabularnie bowiem jest bardzo kulawo. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wątek tożsamości Aleksa, który wybrzmiewa w końcówce (czyli tam, gdzie wszystko, co wybrzmiewa, jest zaakcentowane), pojawia się zbyt późno, nie jest w żaden sposób rozwijany w tekście, jest tak bardzo zepchnięty do podtekstu, że jego pojawienie się jako ważnego elementu postaci wygląda po prostu nielogicznie. Innymi słowy: nie mamy zbyt wielu okazji, by przekonać się, że Aleks może być taki, jakim się okazuje. Wygląda to tak, jakby autorka dopiero pod koniec przypomniała sobie, że chciała zawrzeć ten wątek, stąd nagle pojawia się kwestia ?dziecka Anity? i rozważania Aleksa o związkach.
Druga sprawa. Blurb jasno sugeruje, że Aleks dopiero w trakcie powieści dowie się o tym, że Yuki to Beniamin. Tylko że Aleks myśli, że rozmawia z Yuki. I nie będzie zachwycony, gdy pozna prawdę-to ewidentna zapowiedź wydarzeń, a nie stwierdzenie stanu na otwarciu książki. Tymczasem powieść rozpoczyna się od sceny spotkania chłopaków. Nie dostajemy szansy na zobaczenie relacji Aleksa z Yuki i zrozumienia jego rozczarowania. Autorka podaje nam emocje na tacy, ale za tymi emocjami nie stoi żaden kontekst. Dlatego, chociaż ja się dobrze bawiłam, to nie zdziwię się, jeżeli ktoś rzuci tą książką po pierwszym rozdziale, oszukany i rozczarowany.
Co nie zmieni faktu, że straci sporo ciepłej, puchatej jak pluszowy kocyk historii.
Joanna Krystyna Radosz