“Polowanie na wampiry zawsze polegało na łączeniu nauki, religii, zdrowego rozsądku i magii.”
Kiedy nadchodzą wakacje, chętnie spędzam czas na położonej na odludziu działce rekreacyjnej i z przyjemnością sięgam po lekkie przygody czytelnicze. Z dreszczykiem wypełniam nimi wieczory, zwłaszcza gdy sceneria realnego miejsca intensyfikuje przeżywanie książkowych opisów. Nie ulega wątpliwości, że Graham Masterton doskonale bawi się, korzystając z fantazji, a odbiorcy jego powieści dostają pożywkę dla wyobraźni. Im straszniej, tym lepiej. Czy w czasach, kiedy wampiry weszły w szerokim zakresie do popkultury, są jeszcze obszary, w których można stworzyć coś nieszablonowego? Wydaje się, że małe są szanse na to, powielane schematy zdają się to potwierdzać, ale kiedy pisany był “Potomek”, w czasach stosunkowo nie tak odległych, bo przed szesnastoma latami, niektóre elementy historii o krwiopijcach potrafiły zaskoczyć świeżym spojrzeniem na świat demonicznych istot. Udało się podsunąć ciekawe i nietypowe rozwiązanie w tematyce dręczycielskich dusz i szkarłatnych katów.
Podobało mi się osadzenie kapitana kontrwywiadu Jamesa Falcona w wojennej zawierusze, w zniszczonych francuskich, belgijskich i holenderskich miastach. Eliminował przeklętych krwią stworów, najwstrętniejszych pasożytów wykorzystywanych przez nazistów jako ogniwa armii. Kiedy po kilkunastu latach nocni ludzie nabierali sił i koszmarnie intensyfikowały się skutki ich niszczycielskiej aktywności, James ponownie stanął do walki. Zatrważające wierzenia i legendy o strigoi sięmaterializowały. Autor umiejętnie podkręcał atmosferę, okręcał sekrety wokół intrygi, stawiał na zwroty akcji, jednakże prowadził fabułę w nieskomplikowanej i łatwej do przewidzenia otoczce. Zmarnował potencjał w postaci matki głównego bohatera otoczonej atrakcyjną rumuńską tajemniczością. Niemniej jednak nie można mu było odmówić konsekwencji w realizacji pomysłu na historię i zdolności przykuwania uwagi odbiorcy.
“Potomek” nie trzymał w mocnej niepewności, bardziej wabił obietnicą grozy, niż wzbudzał strach, lecz przyjemnie się przez niego przechodziło. Nie było mowy o efektownych rozwiązaniach i porywających scenach. Wyobraźnię delikatne drażniły odwołania do starych przestrachów, zabobonów i przesądów o potworach grobowej nocy, moralnej zgnilizny i masowego okrucieństwa. Żałuję, że Masterton nie rozbudował kilku scen, sporo można było z nich wycisnąć, prosiły, aby głębiej w nie wejść. Brakowało nacisku na charaktery bohaterów, zyskaliby na sile oddziaływania.
“Potomek”, uśmiech w stronę miłośników horroru oprawionego w ramy wampirskich klimatów, sprawdzi się jako niezobowiązująca rozrywka z dość zaskakującym zakończeniem. Czasem warto dać się oderwać od rzeczywistości i wejść w świat czegoś o pierwotnym strachu i wiary. Przekonać się, czy faktycznie wampiry nigdy niczego nie wybaczają i karzą rozciętymi brzuchami i sercami wyciągniętymi z klatek piersiowych? Czy infekcja mająca źródło w najbardziej zapomnianych regionach Transylwanii i Wołoszczyzny może zostać sprowadzona do USA?
Izabela Pycio