Nawet najdoskonalsze istoty pragną być po prostu wolne.
Pewnego razu rzeźbiarz o imieniu Pigmalion stworzył posąg tak piękny, że ten przyćmił wszystkie żywe kobiety. Mężczyzna zakochał się w wyrzeźbionym przez siebie posągu, który na jego prośbę ożywiła Afrodyta, by Galatea mogła zostać jego żoną. Ten właśnie mit zainspirował Madeline Miller do napisania swojej krótkiej nowelki.
Zarys fabuły
Mąż Galatei jest o nią coraz bardziej zazdrosny, szaleje na myśl, że ktoś inny mógłby na nią pożądliwie spojrzeć. Dlatego zamyka ją w zakładzie, przywodzącym na myśl jedynie szpital psychiatryczny i odwiedza, kiedy potrzebuje fizycznego zaspokojenia. Natomiast kobieta marzy tylko o tym, by zabrać z domu swoją dziesięcioletnią córkę i uciec wraz z nią jak najdalej od szalonego męża.
Moja opinia i przemyślenia
Autorkę niepokoi głęboko mizoginistyczna wymowa oryginalnej historii, dlatego stworzyła “Galateę”, która stała się na nią odpowiedzią. Mocno uwydatniła wszystko to, co jej zdaniem było niewłaściwie w na pozór romantycznej historii, która stała się inspiracją dla tak wielu dzieł. Faktycznie, gdy spojrzeć na mit z jej perspektywy, w postaci Pigmaliona bez trudu można dostrzec narcyza i psychopatę, który pragnie władzy absolutnej nad swoją niewinną ofiarą.
Gdy otworzyłam paczkę z książką, bardzo zaskoczyło mnie jej nietypowe wydanie. Jest w maleńkim formacie, ma twardą oprawę i złocone litery. Wygląda prześlicznie, choć zamknięte w niej opowiadanie jest bardzo krótki. Lektura zajęła mi może pół godziny.
Sądzę, że tak uwspółcześniona tytułowa Galatea wiele wnosi do literackiego świata. Jest tak obrazowa, że bez trudu przemówi do czytelników i stanowi swojego rodzaju ostrzeżenie przed związkami, które szybko stają się więzieniem, z którego później naprawdę trudno jest uciec.
Podsumowanie
“Galatea” Madeline Miller to pięknie napisana, niezwykle przejmująca historia zdominowanej przez męża kobiety, która boi się sprzeciwić swojemu panu. Jest zastraszona i doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie niosą ze sobą nawet drobne czyny, idące nie pomyśli jej męża. Chociaż książeczka jest niewielka, a opowiadanie bardzo krótkie, to sądzę, że zdecydowanie warto je poznać, a dzięki temu uświadomić sobie, jak wiele toksycznych treści przez całe lata ukrywało się nawet w tej najwspanialszej i najlepiej zapamiętanej sztuce.
Wiktoria Aleksandrowicz