Był czerwiec 2014 roku, gdy założyłam pierwszy blog
 recenzencki. Był sierpień tego samego roku, gdy Bartek Biedrzycki debiutował na
 scenie polskiej literatury postapokaliptycznej. Gdy ukazał się \”Kompleks 7215\” to nie ja poddałam go krytyce, lecz współprowadząca ze mną stronę autorka.
 Pierwszy tom \”Opowieści z postapokaliptycznej aglomeracji\” nadrobiłam gdzieś w
 międzyczasie i rok później podjęłam się recenzji powieści Biedrzyckiego – już nie \”Kompleksu\”, a \”Stacji: Nowy Świat\”. Mamy rok 2017, w stosunku do mojego
 recenzenckiego początku jestem bogatsza o jakieś 1000 (sic!) tekstów doświadczenia.
 To widać. Tak samo widać, że czas wpłynął na pióro Biedrzyckiego, którego
 wydany w lutym \”Dworzec Śródmieście\” jest zdecydowanie najlepszą książką autora.
Trójkąt toksycznej zieleni gorejący u szczytu obwoluty, to
 znak rozpoznawczy \”Opowieści z postapokaliptycznej aglomeracji\”. Podobnie jak
 portret wybranego z bohaterów kolejnych tomów cyklu. Tym razem na okładce,
 uzbrojona po zęby i łypiąca zza wielkich gogli, prezentuje się gotowa do walki,
 nieznana mi przed lekturą \”Dworca Śródmieście\” fioletowowłosa postać. Kim jest?
 Tego czytelnik domyśla się po ledwie kilku stronach lektury. Jedno jest pewne – na pierwszy rzut oka widać, że i tym razem nie obejdzie się przez sporej dawki
 przemocy.
Lato, 2015 roku. Ludzie w popłochu, niepewni, co oznaczają
 wojskowe myśliwce na niebie, szukają kryjówki w centrum Warszawy. Wśród
 zbiegających do dworcowych piwnic znajduje się bliźniacze rodzeństwo. W tym
 samym czasie, również w Warszawie o schronienie walczy kobieta z kilkuletnim synem.
 Niewiele później pewna dziewczynka zakochuje się po raz pierwszy i ostatni. A gdzieś
 w Puszczy Kampinoskiej, tuż po detonacji bomb na całym świecie, z zamkniętymi
 na cztery spusty, wielkimi wrotami schronu zmaga się młody porucznik. Co łączy te
 wszystkie postacie? I dlaczego dwadzieścia lat później gotowe będą zginąć, byle
 stanąć twarzą w twarz? Tajemnice bohaterów świata Biedrzyckiego wreszcie
 wychodzą na jaw.
Oj, uważnie trzeba było śledzić kolejne odsłony cyklu
 Biedrzyckiego, żeby się nie zgubić. Relacje między frakcjami zamieszkującymi
 Warszawę, sympatie i antypatie mnożących się bohaterów, sekrety skrywane przed
 poszczególnymi postaciami – pojawiało się to wszystko i znikało, to samo jak
 ciągłość czasowa opowieści. Autor skakał od lokacji do lokacji, od stalkera do
 stalkera, od czasów poprzedzających Zagładę do dwóch dekad po niej. W tym
 pełnym napięć kotle, niczego nie można było brać za pewnik. I tylko tlące się wątle
 przeczucie, że dokądś ten chaotyczny niekiedy miks prowadzi, trwało przy czytelniku
 uparcie, już od pierwszej strony \”Kompleksu 7215\”.
Kiedy \”Dworzec Śródmieście\” otworzyła historia nieznanych mi
 dotąd bliźniaków, pomyślałam sobie, że Biedrzycki raz jeszcze postanowił
 namącić mi w głowie i oderwać od fragmentów, które interesowały mnie
 najbardziej -poszukiwań ojca przez Borkę. Raptem kilka akapitów wystarczyło
 jednak, bym to historię rodzeństwa uznała za najciekawszy wątek całego cyklu.
 Pozostało tak do samego finału, niemniej muszę przyznać, że wszystkie z
 przedstawionych w \”Dworcu Śródmieście\” historii zaspokoiły mój apetyt poznawczy
 świata \”Kompleksu\” i wreszcie załatały dziury, które nie pozwalały mi w pełni
 cieszyć się z lektury kolejnych tomów.
I nie chodzi tu oczywiście wyłącznie o niejasności czy
 sekrety fabuły, ale o pewną ewolucję świata przedstawionego i zgromadzonych w
 nim postaci. Dotąd większość bohaterów wydawała się płaska i mało przekonująca.
 Ich motywacje nie trafiały do racjonalnej strony mojego umysłu, przez co
 większość postaci uważałam za niedojrzałych łobuzów, którzy dorwali się do
 pukawek i postanowili wykorzystać chylenie się świata ku ostatecznej zagładzie.
 Intrygi, które proponował Biedrzycki stawały przede mną jako grubymi nićmi
 szyte schematy zebrane z innych tytułów. Okazało się jednak, że wszystkie te
 braki – celowe niedopowiedzenia – znalazły swoje wyjaśnienie w \”Dworcu
 Śródmieście\”, który dzięki temu czyta się, jak finalny wywód detektywa z
 dobrego kryminału, który na ostatnich stronach tłumaczy czytelnikowi, w jaki
 sposób doszedł do tego, że winny jest lokaj.
\”Dworzec Śródmieście\” odróżnia od poprzednich odsłon cyklu
 zdecydowanie spokojniejsza narracja. Bohaterowie wciąż tłuką się, plują, piją i
 przelewają krew, ale więcej miejsca autor poświęcił na dookreślanie relacji
 międzyludzkich i stanów ducha, niż opisom rozrywanych tętnic. Nie oznacza to,
 że w finale \”Opowieści z postapokaliptycznej aglomeracji\” brakuje starć, bo są
 i te z ludźmi, i te z mutantami. Świat po Zagładzie pokazał jednak wreszcie i swoją
 drugą, tę bardziej emocjonalną stronę, gdzie świadomi prawa silniejszego ludzie
 pozwalają sobie na słabość tylko w samotności, często wyłącznie w izolacji
 własnego umysłu. Naciski, błagania, awantury, brawura ? okazuje się, że
 wszystkie one miały swoje sensowne podłoże.
Książka, tak jak poprzednie, uzupełniona została o
 ilustracje Roberta Adlera znanego mi już dzięki współpracy z Jakubem Ćwiekiem
 przy serii ?Chłopcy? oraz poprzednich tomach cyklu Biedrzyckiego. Surowe,
 czarno-białe rysunki o dynamicznej, mocnej kresce wiarygodnie oddają ducha
 świata \”Kompleksu\”. Ich sugestywność działa na czytelnika stymulująco na tyle,
 że nierzadko przekształca pierwotnie wytworzone w umyśle – pod wpływem tekstu – obrazy. \”Dworzec Śródmieście\” wyróżnia się także przypisami, umieszczonymi w
 tych punktach narracji, które odnoszą się do przeszłych wydarzeń. Niezaznajomiony
 z poprzednimi odsłonami cyklu odbiorca, zaintrygowany konkretnymi wątkami,
 natychmiast dowiaduje się, po którą historię powinien sięgnąć, by zaspokoić
 swoją ciekawość solidną dawką konkretów. Z kolei kilka ostatnich stron \”Dworca
 Śródmieście\” zawiera minisłowniczek, klarujący funkcje i znaczenie dla fabuły
 wybranych bohaterów, frakcji, stworów czy lokacji.
Przemyślana i wciągająca fabuła, nawet wzbogacona o
 ilustracje i słownikowe podpowiedzi, niczym byłaby bez pisarskiego warsztatu. A
 tutaj sporo się zmieniło. Biedrzycki wykorzystuje wiele z dotychczas
 prezentowanych umiejętności, jak przypisywanie postaciom charakterystycznych
 powiedzonek, ale nawet w tej materii idzie o krok dalej, wskazując na
 wypowiedzi charakterystyczne wyłącznie dla mieszkańców określonych punktów czy konkretnych
 społeczności postapokaliptycznej Warszawy. Byłam również pod ogromnym wrażeniem
 niektórych zabaw językowych, wynikających z zestawienia choćby nazwy grupy ze
 specyficznym związkiem frazeologicznym w następnym zdaniu (np. nastroje Psów
 były pod psem). Poza tym Biedrzycki wykazuje się w \”Dworcu Śródmieście\” językową precyzją, porządkującą nawet bardziej zagmatwane ze względu na
 nagromadzenie akcji czy wątków fragmenty. Mam jednak i pewne uwagi do
 językowych wyborów autora. Głównie za sprawą powtórzeń, które szczególnie
 uwidaczniają się w chwilach rozpaczy bohaterów (nagromadzenie \”wycia\”).
Trzymam za słowo Bartka Biedrzyckiego, który w posłowiu
 obiecał, że wybrani z mieszkańców warszawskich podziemi \”dostaną swoje
 opowieści, swoje przygody, swoje historie\”. Świat \”Kompleksu\” okazał się bowiem
 dużo bardziej skomplikowany i rozbudowany niż wydawało mi się na początku tej
 literackiej przygody. Co więcej, doskonałe rozwiązanie niektórych wątków i
 zawiązanie kolejnych w \”Dworcu Śródmieście\” napędziło moją wyobraźnię,
 podsuwając szereg różnorodnych wariantów potencjalnie mogących pojawić się jeszcze
 w \”Opowieściach z postapokaliptycznej aglomeracji\”. Jeżeli choć ułamek z
 możliwości zostanie przez kolejnych autorów tegoż cyklu wykorzystany, to
 jeszcze wiele czytania przede mną. Tym, co nie mieli okazji spotkać się ze
 światem Biedrzyckiego, polecam w związku z tym nie zwlekać. Bo i po co robić
 sobie takie gargantuiczne zaległości?
Alicja Górska
 
  
 
 
 
