Trzeba przyznać, że książka jest przepięknie wydana. Okładka jest gruba, z dość ciekawą grafiką. W środku natomiast czekają na czytelnika 100 przepisów na wegańskie dania, okraszone dużymi i ładnymi zdjęciami. Przepisy są czytelne, oddzielone od składników, człowiek mieszając w misce, nie szuka wzrokiem, gdzie powinien czytać, na dole znajdują się ciekawe porady, które podpowiedzą jak urozmaicić potrawę. Śliskie, grube strony pewnie są odrobinę bardziej odporne na kuchenne zabrudzenia, niż moje kartki z zeszytu z zapiskami.
Autorka przygotowała też wskazówki dla osób, które chcą przejść na dietę wegańską. Zaraz po wstępie, znajduje się rozdział \”Witaj w świecie Veganisty\”, w którym laicy dowiedzą się między innymi, czym zastępować mleko i jajka. Dalej autorka przedstawia podstawowe składniki diety wegańskiej jak: seitan, tofu, kombu, czy agar-agar. Na końcu znajduje się słowniczek oraz skorowidz. Wszystko zostało przestawione czytelnie, kolorowo i zwięźle, aby czytelnik dowiedział się tylko to, co mu jest potrzebne w danym momencie. Pod składnikami znajduje się także informacja o kaloryczności oraz o ilości białka, węglowodanów i tłuszczy w porcji.
Przepisy są podzielone na grupy według pory dnia i rodzaju, także zaczynamy od śniadania, na które autorka proponuje nam smoothie, sałatki, naleśniki, pasty kanapkowe… czyli nic, czego nie znamy, tylko że w wersji bez jajek i mleka krowiego. Następnie przechodzimy do dań na szybko, do odgrzania w pracy. Tutaj królują zupy i sałatki na zimno. Nastał czas na dania \”konkretne\”. Tutaj zaskoczyły mnie \”pierogi po polsku\”. Powiem, że nigdy nie spotkałam się z farszem ze szpinaku i kiełbasy. Ktoś zna tę potrawę? Dla zwolenników biesiadowania został przygotowany dział z daniami, które będą dobrze wyglądać na stole, a łasuchom przypadną do gustu słodkości.
To wszystko ładnie wygląda, ale kompletnie nie jest w moim guście. Jak większość osób na diecie bezmięsnej, staram się przekonywać, że taki sposób odżywania nie jest drogi, czasochłonny, a składniki nie pochodzą z kosmosu. Mieszkam na wsi, najbliżej mam małe miasteczko bez takich wynalazków jak sklepy ze zdrową żywnością. Co z tym jest związane? Ano to, że większość potraw nie jest dla mnie możliwe do wykonania. Brakuje mi przepisów w 100% roślinnych bez mlek, bez tofu oraz gotowych produktów sojowych. Można wyczarować mnóstwo pysznych dań z samych warzyw i produktów dostępnych w każdym sklepie spożywczym. Proponuję, chociażby pierogi z bobem, warzywny sos do spaghetti, czy gulasz z cukinii. Dieta roślinna nie oznacza pochłaniania soi w ilościach hurtowych.
Czy to, co trzymam w rękach, jest złe? Ależ skąd! Wręcz przeciwnie! Jest świetna, lecz nie dla mnie. Książkę tę polecam każdemu, kto lubi eksperymenty w kuchni, ma dobry dostęp do sklepów ze zdrową żywnością i dużych marketów (zazwyczaj są tam odpowiednie działy). Podpowiem, że większość \”dziwnych\” składników można kupić przez Internet, jak chociażby sól Kala Namak, czy płatki drożdżowe. Pozycja nie przypadnie do gustu ludziom z mniej zasobnym portfelem, z mniejszych miejscowości, czy bojącym się nowych smaków.