Zaczyna się niemal identycznie. Kamera błądzi wśród zabytków Rzymu, a wszystko wzbogacone typową dla tego regionu muzyką. I wtem wkracza narrator, który wprowadza nas we włoski świat dylematów, sławy, miłości i upokorzenia. Wszystko dopieszczone ręką samego Allena. Choć każdy wie, że jego filmy nie są arcydziełem i brakuje tu pedantyzmu, dbałości o szczegóły, to nikt, tak jak on, nie tworzy tej specyficznej atmosfery wokół opowiadanych historii. Przecież pojawiały się już historie o prostytutkach, które udawały żony wpływowych ludzi. Były filmy o przypadkowej gwieździe z ulicy, która posmakowawszy sławy, nie chciała z niej zrezygnować. Zdarzały się także zdrady ze słynnymi celebrytami oraz błędne rozstania i powroty. Ale gdzie to było, tam brakowało tylu słynnych gwiazd oraz pióra i oka Allena.
Mówiąc, że reżyser kontynuuje dzieło rozpoczęte w “O północy w Paryżu” próżno szukać tu przesady. “Zakochani w Rzymie” to swoista część druga. Promocja kolejnej stolicy Europy, znowu dylematy obcokrajowców przeplatane losami tamtejszych. Po raz kolejny facet, który “woli błądzić po mieście, niż je zwiedzać”. Ale to dobrze, bo ci, co rozsmakowali się w filmie o Paryżu, będą zadowoleni widząc podobną stylizację w Rzymie. A filmy twórcy “Hannah i jej siostry” nie są proste w odbiorze – przemawiają tu przede wszystkim odnośniki. Raz to autobiografia filmowca, a niekiedy wytykanie Akademii ich błędów. Znajdą się i tacy, którzy znajdą odniesienie w architekcie w postaci Aleca Baldwina, który towarzyszy młodemu studentowi . Jednak przede wszystkim u Allena króluje absurd ubarwiany specyficznym poczuciem humoru.
Trudno streścić o czym tak naprawdę był ten film. Jako zbiór paru historii, których wspólnym motywem jest Rzym, należy dopowiedzieć o ich jakości, a nie temacie. Aby się dowiedzieć należałoby odwiedzić kino i zakochać w Rzymie. Mimo wielu nie ideałów w postaci przeciągających się dialogów (charakterystycznym dla ostatniej twórczości Allena), wahającej się formie gry aktorskiej oraz zbyt wielkie przyłożenie wagi do formułowania rozmów z niekiedy rzadko używanych słów twórca może być dumny z kolejnego dzieła. Oby do emerytury jeszcze było daleko, aby zdążył uraczyć nas kolejnymi tworami. Bo jeśli wyjdzie z tego taka pocztówka jak ta, to chciałbym je dostawać codziennie..