Pamiętam, że pierwszy raz z tym, co pisze Szymon Hołownia, spotkałam się jakieś jedenaście lat temu. Bardzo mi się to spodobało, było inne od tego, co słyszało się w kościele na prowincji. Pewne tezy były bardzo kontrowersyjne, jak się okazało, a księżom – wielu – nie podoba się to, co Hołownia pisze. Dobra rada, jeśli chcecie podyskutować na kolędzie z konserwatywnym proboszczem, lepiej nie podpierając się autorytetem Hołowni, bo wprawdzie proboszcz zgodnie z prawem kanonicznym nie ma uprawnień do nakładania ekskomuniki, ale awanturę zrobić może. Postanowiłam wrócić do Tabletek z krzyżykiem, bo wiele się zmieniło przez dekadę, wiara meandruje, miewa kryzysy, byłam ciekawa, czy ta książka mnie zachwyci, znowu skłoni do refleksji.
Najpierw zaczęłam czytać i porzuciłam, aż przyszła niedziela, a to jest naprawdę najlepszy czas na refleksyjne, duchowe książki. Szymon Hołownia tytułuje swoją książkę Tabletki z krzyżykiem, nawiązuje do popularnego kiedyś leku, które to nawiązanie wśród współczesnego młodego pokolenia będzie całkowicie niezrozumiałe i nie do wychwycenia, ale z drugiej strony pasuje do tematyki książki. Szymon Hołownia bierze na tapet tematy, które nurtują wierzących ludzi. Bo zasadniczo książka jest adresowana do katolików, może rozchwianych, może wątpiących, ale w tej konkretnej religii. Co ważne Szymon Hołownia nie sięga po tematy tylko błahe i będące przedmiotem żartów, typu jak przeszczepiono mi wątrobę, kto ją będzie miał po zmartwychwstaniu. Autor pochyla się nad fundamentalnymi kwestiami, wplatając w to ekologię. Tu jestem ciekawa, czy dziesięć lat temu Hołownia był też tak mocno osadzony w klimatach ekologicznych, czy to redakcja po latach, bo obecnie tematy związane z poszanowaniem przyrody, dbaniem o dobro planety są równie ważne dla Hołowni, jak odpowiednie relacje ze Stwórcą.
Jak zwykle zachwyca mnie kwerenda Hołowni, wiedzą zawstydziły wielu księży, to jak sprawnie porusza się pomiędzy różnymi teoriami, jak przytacza różne argumenty, roztrząsa odmienne opinie poszczególnych teoretyków. Czytelnik czuje się uszanowany, oto nie dostał skleconego naprędce kazania wciśniętego pomiędzy kolejne prośby o pieniądze, tylko naprawdę solidną pracę, która jest napisana w dobrym gawędziarskim stylu, więc dla publikacji religijnych to coś nowego i odświeżającego (dziesięć lat temu to był niemalże kwiat paproci, dziś więcej ludzi o Kościele i wierze pisze w mniej nadęty sposób). Co się ceni, Hołownia nie poświęca tej książki krytyce Kościoła instytucji, nawet jak opisuje ewolucję jakiegoś poglądu, nie skupia się na instytucji, stara się ukazać Boga, takiego, w jakiego wierzy i kocha i to czyni z tej książki zapis intymnych przemyśleń człowieka wierzącego. Daje do refleksji, skłania do zadumy i moim zdaniem, zamiast zwalczać, księża powinni takie książki polecać, w mojej ocenie pomogą wielu katolikom.
Katarzyna Mastalerczyk