Księga Całości to jedna z najlepszych i najbardziej wciągających polskich serii fantastycznych, przy czym moim zdaniem spokojnie może konkurować również z fantastyką zagraniczną. Fabryka Słów stanęła na wysokości zadania i kolejne tomy ukazują się z godną podziwu regularnością – wkrótce ma się ukazać już siódmy z nich.
Tymczasem warto przyjrzeć się bliżej tomowi szóstemu, który stanowi dalszą część historii przedstawionej w tomie piątym. Pani Dobrego Znaku to opowieść o Ezenie, dawnej niewolnicy, wyniesionej do godności księżnej, która w poprzedniej części rozpętała wojnę mającą zatrząść w posadach Wiecznym Cesarstwem.
Lektura “Wiecznego pokoju” pozwoliła czytelnikowi poznać Ezenę, która jako młoda niewolnica nie czuła się na siłach udźwignąć złożonego jej na barki brzemienia, lecz w końcu odnalazła w sobie siłę i determinację, by sięgnąć po swoje przeznaczenie. W Wiecznym Królestwie widzimy już zupełnie inną kobietę – rozkapryszoną, nieco zepsutą posiadaną władzą i majątkiem. Nie jest to ta sama Ezena, która wzbudzała w nas sympatię i której kibicowaliśmy, a przynajmniej nie jest nią na początku.
Podobny problem miałam z pozostałymi kobiecymi postaciami. O ile wielokrotnie już przy omawianiu poprzednich tomów cyklu podkreślałam, że bohaterki Księgi Północy to niezwykle silne postaci, które zmieniają losy swojego świata, o tyle tym razem miałam wrażenie, że Szerń je opuściła i stały się zwykłymi idiotkami, zapatrzonymi w siebie, reagującymi niczym chimeryczne, grymaszące dzieci. Wyjątkiem jest tysięczniczka Tereza, ale nie jest tu główną bohaterką, więc raczej schodzi na drugi plan.
Na tle poprzednich powieści, nad którymi niezmiennie piałam z zachwytu, “Pani Dobrego Znaku. Wieczne Cesarstwo” wypada nieco słabiej. Dobrze się rozpoczyna i kończy, jednak jej główna część, skupiająca przede wszystkim na scenach batalistycznych i wojnie, nie porywa tak bardzo, jak można by tego oczekiwać. Nie oznacza to absolutnie, że powieść jest słaba, a jednak – mając w pamięci choćby “Wieczny Pokój” spodziewałam się czegoś innego, trochę lepszego. Warto mieć przy tym na uwadze, że nawet słabsza powieść Kresa jest lepsza niż większość pozycji dostępnych obecnie na księgarnianych półkach.
Do najmocniejszych punktów zarówno niniejszego tomu, jak i całej serii, jest plastycznie zbudowany, skomplikowany świat, który uderza realizmem. Postaci nie są papierowe, mają swoje marzenia, ambicje i obawy. Nie ma tu miejsca ani na krystalicznie czystych bohaterów, ani na typowe czarne charaktery – poruszamy się w odcieniach szarości, a poznawanie postaci pochodzących z obydwu stron konfliktu, utrudnia jednoznaczne opowiedzenie się po jednej ze stron.
Mimo spadku formy autora całość nadal prezentuje się bardzo dobrze. Kres wysoko zawiesza poprzeczkę, dlatego z taką niecierpliwością czeka się na każdy kolejny tom.
Katarzyna Abramova