“W mieście, gdzie plotka to limfa krążąca w społeczeństwie, litość jest dobrem deficytowym.”
Pierwsze spotkanie z serią (Pokusa przebaczenia) uznałam za udane, równie pozytywne odczucia miałam przy “Adopcji”, powieści, w której podążałam trzema równoprawnymi ścieżkami. Jedna to zagadka kryminalna, niespiesznie rozstrzygana. Charakteryzowała się delikatną dynamiką rozwijania się, analizowaniem krok po kroku. Dużo zdradzała i stosunkowo łatwo wyłapywało się właściwą interpretację, jednak prowadzona była z wyczuciem policyjnych realiów i przywar ludzkiej osobowości. Donna Leon fantastycznie wnikała w portrety postaci, białe i czarne charaktery wyraziście się prezentowały, sporo szarości zwykłego człowieczeństwa. Nie brakowało aspektów powiązanych z wybujałymi ambicjami, dojmującej samotności, mało rozwiniętej tolerancji wobec odmienności, a także prawnej otoczki związanej z adopcją i dziedziczeniem.
Druga ścieżka powiązana była z szeroko rozbudowaną przestrzenią obyczajową, w której działy się niby zwykłe rzeczy, a jednak nosiły znamiona niezwykłości. Relacja między komisarzem a jego żoną Paolą, dziedziczką jednej z największych fortun w Wenecji, została przedstawiona szalenie familiarnie. Włoska rodzina pełna kontrastów, a jednocześnie bardzo zjednoczona. Rozmowy małżonków na wysokim poziomie zrozumienia i bliskości, z wymieszanymi pasjami różnych sztuk, dostosowane do charakterów i zainteresowań. Zasadniczo, styl narracji biegł w inteligentnym nurcie, na wysokim poziomie obserwacji i postrzegania, zgrabnym i przyjaznym. Niewątpliwy mocny walor książki.
Trzecia ścieżka to Wenecja, ukazana od strony zwykłego mieszkańca i turystów, zadziwiające, jak bardzo zmieniało się miasto w zależności od funkcji, jaką dla kogoś pełniło. Klimat bagnistych wysp otulał każdą stronę powieści. Autorka prowadziła po prawdziwych uliczkach i mostach, kluczyła w zaułkach miasta, wędrowała do mniej znanych miejsc, nie pomijała uwzględnionych w turystycznych przewodnikach. Wierne oddała zwykłą codzienność mieszkańców Wenecji, życie w historycznym miejscu, wielowiekowych domach, co robiło ogromne wrażenie, dawało pożywkę dla wyobraźni. Jak bym się czuła, gdybym na stałe mieszkała w Wenecji, dokąd bym szła na filiżankę kawy i ciasteczko? Czułam prawdziwość scenerii akcji. Jednak Leon ukazała również problemy, z jakimi zmagało się miasto. Poderwała w górę romantyczną kurtynę skojarzeń z Wenecją i wystawiła ją na szarą powszedniość, przez którą przebijały się cienie przestępstw.
Komisarz Guido Brunetti postawiony został przez teścia, hrabiego Orazio Faliera, w bardzo niekomfortowej sytuacji. Poproszono go, aby wyjaśnił dość osobliwe zachowanie bliskiego przyjaciela, Gonzalo Rodrigueza de Tejedy, który w podeszłym wieku postanowił usynowić młodszego od siebie partnera. Pobudki działania nie do końca były jasne i zrozumiałe. Brunetti musiał wnikać w osobistą sferę Gonzalo, rozmawiać o nim z innymi, a przecież mężczyzna był przyjacielem rodziny, zatem także i jego. Autorka na tym nie poprzestała, wprowadziła mocną dramaturgię, zajrzała w przeszłość wybranych postaci, nadała wszystkiemu unikalny koloryt.
Izabela Pycio