“Czy kiedykolwiek ludzkość żyła w pokoju?”
“Awangarda” i “Przewaga” prowadziły ku “Zwycięstwu”, i jakże szkoda, że kolejna seria lekkiego i przyjemnego science fiction już za mną. Propozycje czytelnicze na luźny wieczór, kiedy chcemy oderwać się od rzeczywistego świata, przemknąć wyobraźnią miliony kilometrów w krótkim czasie, dać ponieść się fantazji dalekich kosmicznych podróży. Ziemia staje się dla ludzkości jedynie pradawnym wspomnieniem, znikoma jest jej rola w podejmowaniu decyzji o losach różnych światów, prestiż macierzystej planety drastycznie maleje. Teraz liczą się nowe kolonie założone przez człowieka, w dalekich galaktykach, niemal na obrzeżach wszechświata. Niestety, ludzkość ma to do siebie, że bez względu na szczytne idee wolności i sprawiedliwości, silne pragnienia zaczynania wszystkiego od nowa, i tak pakuje się w wojenne walki i katastrofalne konflikty. Mroczna natura wcześniej czy później dochodzi do głosu. Trzeba prowadzić walkę z zewnętrznym wrogiem, jednak potężne zawirowania mają miejsce i wewnątrz społeczności. Z piedestału nie schodzą nieufność, polityczne podchody, pogoń za zyskiem, ekonomiczne manipulacje, chęć zapanowania nad szlakami handlowymi. Bezwzględni najeźdźcy ze Scathy, Apulu i Turana nie odpuszczają, gdzie tylko mogą, wprowadzają poddańcze porządki, dominują nad lokalną społecznością, opanowują planety i przestrzenie między nimi.
W trzecim tomie przyglądamy się, jak na wątłych filarach chwieje się dyplomacja zagrożonych systemów kosmicznych. Kosatka, Glenlyon, Catalan, Benten, Eire i Adowa próbują przeciwstawić się narzucanej dominacji i stworzyć sojusz wzajemnej pomocy. Jack Campbell sporo miejsca poświęca moim ulubionym bohaterom, wystawia na ciężką próbę zbrojną, wysyła w szalenie niebezpieczną misję, w której zwycięstwo graniczy z cudem, a nawet jeśli pojawiają się minimalne szanse powodzenia, to okupione zostają wielkimi stratami w ludziach, zniszczeniami resztek kosmicznej floty i nieprzygotowanych zbrojnie siedlisk ludzkich. Carmen Ochoa robi co tylko może, aby przeważyć szalę na korzyść nowego sojuszu. Lochan Nakamura wspina się na wyżyny reprezentowania interesów wielu systemów. Leigh Camagan z dużymi przeszkodami podróżuje na Ziemię z tajnym posłannictwem. Freja Morgan stawia czoło potężnym siłom. Mele Darcy dźwiga ciężar bezpośredniej konfrontacji z siłami wroga. Z kolei Rob Geary staje przed najgorszym wyzwaniem w całym swoim życiu.
W “Zwycięstwie” czuję się komfortowo, przyjaźnie i familiarnie. Odpowiada mi szczypta fordowskiego humoru. Z sympatią podchodzę do nowych bohaterów, śledzę losy załóg i rządów. Doceniam determinację w zachowaniu znaczących wartości człowieczeństwa i zbudowania podwalin pod coś wyjątkowego. W moim odczuciu, najlepsza powieść z tej serii i jej poprzedniczki “Zaginiona Flota” (“Nieulękły”, “Nieustraszony”, “Odważny”, “Waleczny”, “Bezlitosny”, “Zwycięski”). Sporo moralnych i etycznych rozważań, strategicznych posunięć, dorywczych taktyk i sprawdzania idei. Finalna odsłona w pełni satysfakcjonuje, a epilog przywołuje uśmiech i refleksję o nieuchronnym upływie czasu, zacieraniu się pamięci, lecz przetrwaniu legend, a przynajmniej ich fragmentów.
Izabela Pycio